jjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjj

czwartek, 25 marca 2010

Małe jest piękne?


Podobno :) W wolnych chwilach pomiędzy świątecznymi porządkami, a codziennymi obowiązkami pani domu, mamy, żony i karmicielki sierściucha ... a więc głównie wieczorami zrobiłam sobie właśnie takie malutkie wielkanocne ozdóbki. Te naprawdę niewielkie jajeczka wyszyłam krzyżykami i nadziałam na patyczki. Z obu stron są tak samo dekoracyjne. Mogą być fajną ozdobą doniczek z wiosennymi kwiatami. Sesję zdjęciową urządziłam im wśród roślin świeżo posadzonych w moich nowych - starych skrzyniach. Wiosna w końcu na dobre zawitała i do mnie, słoneczko cudnie przygrzewa ... a więc hulaj dusza bez katusza :) Nareszcie mogę się zająć ukwiecaniem mojego skromnego balkonowego ogródka.




Pierwszy dzień wiosny już za nami. Teraz to już będzie tylko cieplej ... i cieplej. To co chodziło za mną od początku roku zrealizowałam dopiero teraz. No, lepiej późno niż wcale. Potrzebowałam ładnego kalendarza, który zawisłby w kuchni ... takiego, który pokazywałby jaki dzisiaj dzień ... bo z tym to mam zawsze problemy (jako, że na urlopie wychowawczym czas nie jest taki ważny i jaki dzień dzisiaj mamy to męża pytałam ... albo córkę, jak ze szkoły wróciła). A więc, żeby dni odliczał, ale także był dekoracyjny sam w sobie. I wymyśliłam i zrobiłam ... Spodobała mi się ta niezwykle elegancka dama z parasolem. Obrazek z jej wizerunkiem stanowi tło mojego kalendarza ...



... a tak w ogóle, to mogłabym ... chciałabym się tak ubierać. XIX wiek to lata, do których niezmiennie mnie coś ciągnie. Wiem, że życie było wtedy trudniejsze, że kobiety nie miały takich praw jak dzisiaj, ale jak wszędzie i zawsze są plusy i minusy. Ja - wieczna marzycielka chyba bym się odnalazła w tamtym okresie ...

Wiosenne i promienne uśmiechy przysyłam wszystkim mnie odwiedzającym :)


piątek, 12 marca 2010

Dzyń, dzyń, dzyń ...


... dryń, dryń, dryń ... ćwir, ćwir, ćwir ... ptaszki mi ćwierkały i dzwoneczkiem zagrały, że wiosna tuż, tuż :) Chodzę z kąta w kąt, miejsca sobie znaleźć nie mogę i ... wypatruję tej wiosny ... wyczekuję pierwszych jej oznak. I co? Gdzieś tam idzie ... pomalutku. To tam pokaże pierwsze bladozielone listki, to tu sypnie białymi płatkami przebiśniegów ... a u mnie nic, a nic ... jeszcze jej nie widać, ale dojdzie i do mnie. Inaczej być przecież nie może. Póki co tworzę wiosnę w domu. Hiacynty kwitną, ale to już pokazywałam. Nudząc się wieczorkiem, a nie mając ochoty na większą robótkę uwiłam sobie gniazdka i ... świece przyozdobiłam nutkami naszej polskiej i iście wiosennej piosnki. Słowa do niej napisał sam Cyprian Kamil Norwid, a muzykę skomponował Adolf Bogucki. Śpiew tej wesołej i lekkiej piosenki przypisany był dla hrabiny Bronisławy Lutosłańskiej. A więc niech wiosna nastanie ...

Gdy po deszczu po majowym
Wstęga tęczy z niebios płynie,
Ja w wianeczku liliowym
Latam sobie po dolinie, dolinie,
Latam tam, bujam, krążę w kółka,
Po dolinie,
Po jeziorze,
Lub w głąb patrzę, jak jaskółka,
Gdy zimowe rzuci łoże.

Czasem w ptaszka się przerzucę
I po niebie w krąg szybuję,
Z skowronkami się wykłócę
I słowikom nie daruję;
Bo skowronki i słowiki,
I lilije i powoje,
I doliny i strumyki,
Wszystko dla mnie, wszystko moje!

Cyprian Kamil Norwid - "Rusałka"





Jakże ja nie mogę się już doczekać, kiedy mój mikroskopijny ogródek na balkonie znowu będzie cieszył me oczy kolorami wiosny ... lata ... Planuję, co też posadzę w tym roku. Zaczęłam od zakupu pożądnych drewnianych skrzyń. Przyjechały do mnie wczoraj. Pachnące nowością. Pomalowane ciemnobrązową bejcą. Aż lśniły. Takie były nowe i śliczne, że postanowiłam je troszkę przerobić ... na swoją modłę :)



Środek skrzyń pozostawiłam bez zmian. I tak muszę je jeszcze wyłożyć czarną folią. Na fotce poniżej widać jakie te skrzynie były przed moimi artystycznymi poczynaniami. Czy teraz lepiej? Mnie się podoba ... niesamowicie podoba :) Chociaż, jak wczoraj wpadli do nas znajomi, to obejrzeli je, popatrzyli z jednej strony, z drugiej ... i chyba mocno zdziwieni byli, że je tak pobrzydziłam. Przecież miały taki piękny brązowy kolor. No i nowe ... tak potraktować? Fakt, były przeze mnie pomazane dopiero jeden raz. Dzisiaj przykleiłam na nie szablony literek i pomazałam po raz drugi. Już przestępuję z nogi na nogę, aby wystawić je na balkon, ale temperatura na zewnątrz do + 2 st. C w dzień, a w nocy nawet do - 7 jeszcze mi na to nie pozwala. A wielka szkoda. Pustych na balkon nie wyniosę, bo to parter ... wiadomo ... może komuś się spodobają - nie daj Boże! Ale jak już wsypię do nich worki ziemi i posadzę roślinki, to chyba nikt już się na nie nie pokusi ... taką przynajmniej mam nadzieję :) ... Ale ... kto by chciał takie starocie ... co innego jak były nowe ... i błyszczące ...



Jeszcze czymś się pochwalę. Właśnie skończyłam. Na razie tylko skrawek niewielki pokazuję, bo to ma być niespodzianka dla jednej z moich blogowych koleżanek. Chyba się nie połapie ... ależ ja mam długi jęzor ... Nic to, jak tylko otrzymam wiadomość, że przesyłka do niej dotarła pokażę więcej :)


 Lecę do kuchni jakiś obiad zrobić, bo lada chwila wróci ferajna ze szkoły i z pracy, a tu? ... obiadu dzisiaj nie ma ... ale za to samopoczucie mam doskonałe po dobrze wykonanej pracy ...


wtorek, 9 marca 2010

Wraz z wiosennymi kolorami przyleciały kuraki


Kolejny hiacynt u mnie zakwitł. Tym razem w kolorze fioletu (niestety na zdjęciu jest zbyt niebieski). Hiacynty to wiosenne kwiaty, które goszczą u mnie co roku. Już pod koniec zimy zdobią moje 4 kąty. A zapach? Odurzający ... aż w głowie się kręci. Ale na przednówku tego mi trzeba ... kolorów i zapachów ... wiosny oczywiście :)





Jak w tytule ... wraz z wiosennymi kolorami przyleciały do mnie kuraki ... prosto z gorącego piekarnika wyleciały i na sznurkach zawisły. Dyskusyjnej są urody, ale ... za to jaja znoszą :) Na wielkanocne święta w sam raz będą ... i kuraki i jaja.




A to kalanchoe urzekło mnie swoimi barwami. Pączki kwiatowe są bladozielone. W miarę rozwijania przybierają kolory od jasnozielonego, przez delikatnie waniliowy i łososiowy do jaśniutko różowego. To wszystko sprawia, że roślinka jest niezwykle delikatna. Raduje me romantyczne serducho ... tym bardziej, że podarowana mi została przez mojego M. :)





Nowa - stara skrzyneczka na klucze. To już  jej drugi lifting :) Wcześniej zdobiły ją wyszyte krzyżykami klucze. Pokazywałam ją w tamtym ubranku latem zeszłego roku. Ale teraz przestała pasować mi do wystroju, tak z mozołem pojawiającego się w moim mieszkanku. Jej najnowszy wygląd bardziej przypadł mi do gustu ... A kuraki także i pod nią postanowiły przysiąść :) 





To dopiero początek wielkanocnych przygotowań i wiosennego przystrajania mieszkanka. Jeśli czas pozwoli, to będzie więcej, czego oczywiście nie omieszkam pokazać ...


poniedziałek, 1 marca 2010

Wieściszowickie migawki ...


... wianek, którego urody nawet szanowny małżonek nie zechciał skomentować ... znalezisko ze Starego Młyna ... oraz potrzeba zieleni - tak powinien brzmieć tytuł dzisiejszego posta :)
A więc zaczynam od początku ... cudnej urody (przynajmniej dla mnie) kościółek stoi na jednym z wieściszowickich stoków - już o nim wspominałam, ale dzisiaj pokażę detale, które mnie tak ujęły. Kościółek liczy sobie 160 lat. Jest niewielkich rozmiarów. Wybudowany został na wzór skandynawskich kościołów i właśnie to spowodowało, że cechuje go tak uroczy minimalizm. Biel tynku w połączeniu z ciemno - drewnianymi elementami, smukła sylwetka i usytuowanie na osłonecznionym stoku sprawiają, że jego uroda jest świetnie wyeksponowana.


Jedynie na ogrodzenie zabytkowego kościółka trochę wykrzywiam usta ... mogłoby być bardziej stylowe i pasujące do budowli, no ... przynajmniej pomalowałabym je na inny kolor, ale cóż ... jest jak jest.


Ciężkie drewniane dwuskrzydłowe drzwi pomalowane zostały na ciemno - brązowo - wiśniowy kolor ... te naświetla nad drzwiami i półokrągłe zadaszenie - przełamują smukłą i kanciatą bryłę.



Wąskie, półokrągłe okna także ładnie wpisują się w klimat budowli. I te podcienie okienne pomalowane na słoneczny kolor :) ładnie współgrają z bielą i drewnianymi detalami.



A teraz wieżyczka ... z zegarem, który niestety stoi w miejscu i czasu już nie odmierza :(






I połyskująca w słońcu ozdobna kula zwieńczająca stromy dach wieżyczki ...  róża wiatrów obraca się tak jak jej podmuchy wiatru zagrają :) A wiać to tu potrafi, oj potrafi!


Czyż nie jest pięknie położony wśród rudawskich wzniesień?


Spędzając tam ferie zimowe miałam w planach udanie się do Kolorowych Jeziorek, ale niestety nie dotarłam do nich ... ba, nawet nie spróbowałam. Te ogromne ilości śniegu jakie spadły tegorocznej zimy pozwoliły na poruszanie się jedynie po wyznaczonych przez spychacz drogach. Mimo to chciałabym Wam opowiedzieć pewną historię - legendę związaną ze wsią. Powinna się ona pojawić właśnie przy okazji zdjęć z Kolorowych Jeziorek, ale tak właśnie na przekór powyższym zdjęciom, na których niebo jest tak cudnie niebieskie, jakie chyba tylko zimą potrafi być napiszę o tym właśnie dzisiaj. Dlaczego? Bo pogoda jaka panuje w tych okolicach jest ściśle powiązana właśnie z tą historią. Posłuchajcie ...

"Bardzo dawno temu Wieściszowice były jedną z najszczęśliwszych wsi nie tylko na Śląsku czy w Polsce, ale i na całym świecie! 
Ludzie i zwierzęta żyli w tej osadzie sudeckiej w pełnej harmonii. Zawsze panowała tutaj piękna pogoda, świeciło słońce, a na niebie pojawiała się codziennie cudowna tęcza, składająca się z wielu kolorów.
Sprawcą tego niecodziennego zjawiska był miejscowy Duch Gór, nazywany Rudnikiem, który odwdzięczał się w ten sposób mieszkańcom Wieściszowic za to, że raz w tygodniu otrzymywał od nich w dzbanie swój ulubiony napój - nektar kwiatowy. I wszystko byłoby dobrze, gdyby pewnego dnia nie przybył do wsi bardzo zły człowiek, który ośmieszał Rudnika i podburzał przeciwko niemu ludzi. Po pew- nym czasie przestali oni napełniać dzban nektarem.
Rozłoszczony Duch Gór postanowił zem- ścić się i zrzucił z nieba tęczę, która zabarwiła wodę w stawach na terenie wieściszowickiej kopalni.
Od tamtego czasu mieszkańcy wsi nigdy już nie byli tak szczęśliwi jak kiedyś, a pogoda coraz częściej płatała różne figle. Dlatego dzisiaj w Wieściszowicach i okolicach padają deszcze, panują długie i srogie zimy."
 
Legendę tą znalazłam podczas przeszukiwania internetu pod kątem informacji o Rudawach Janowickich. Napisała ją uczennica uczęszczająca do szkoły w pobliskiej Kamiennej Górze. Czy jest prawdziwą legendą? Czy to tylko dziecięca fantazja? Nie mam pojęcia, ale do rudawskiej rzeczywistosci pasuje jak ulał :) Jest tam w ciągu roku dużo słonecznych dni, ale jak już przyjdą deszcze i wiatr, to tak na całego ... bez żadnych ulg. Więc może coś w tym jest?
 
**********
 
Na wielu blogach królują wianki ... o przeróżnej stylistyce, zrobione z różnorodnych materiałów, ale tego typu wianek urzekł mnie swoją ... no właśnie, czym? Skoro nawet mój mąż nie za bardzo chciał się na jego temat wypowiedzieć. Powiedział jedynie ... "wygląda jakby z porwanych gazet był". Porwanych ... zgadza się, ale nie gazet, a szmatek. Wykorzystałam do tego celu ostatnie już ścinki materiałów, z których coś tam poszyłam. Warto było je trzymać, bo przydały się znakomicie.





Zawisł między kuchennymi szafkami, gdzie docelowo ma być okap z wyciągiem ... no tak to nasze mieszkanko młode jeszcze i nie urządzone do końca, wielu rzeczy brakuje, ale co tam za to nasze własne :) Póki co na wolnym kawałku ściany wisi sobie takie "cudo" ...



Został mi nieduży kawałek materiału, który występuje także w wianku ... zrobiłam sobie z niego wyściółkę do koszyczka. Nie jestem do końca przekonana do tego wzoru w kuchni, ale skoro na wianku też jest, a wianek fajnie się w kuchni komponuje, to może i w koszyczku przez jakiś czas może poleżeć?


A teraz moje znalezisko ze Starego Młyna. Ciężki żeliwny krzyżyk z pojemniczkiem na wodę święconą. Znaleziony przez mojego tatę wśród ogromnej góry rupieci wszelakich. Przywiozłam go do naszego mieszkanka. Do pojemniczka włożyłam tea light'a i zastanawiam się, czy coś z nim kombinować, czy może zostawić tak jak jest? Co sądzicie?





 A tak w ogóle, to uświadomiłam sobie, że jestem spragniona nie tyle wiosennych kolorów, ale przygrzewającego mocniej słoneczka i soczystej zieleni. Zamówiłam sobie na A :) nowe drewniane donice, które będę troszkę mazać po swojemu ... staną na balkonie. Już się zastanawiam, co też ja tam posadzę. Doczekać się nie mogę cieplejszych dni. Część wieloletnich roślin i krzaczków, które mam nadzieję przetrwały tegoroczne mrozy przesadzę do nich, ale że obszerne są, to wiele jeszcze wolnego miejsca w nich zostanie. Uwielbiam to wiosenne planowanie ... co gdzie będzie rosło, gdzie będzie stało, czy wisiało ... gdybym to ja miała ogród ... ogródek choć maleńki, to dopiero bym mogła zaszaleć, a tak ... Póki co oczy moje odpoczywają patrząc na domową zieleń, na przykład na anginkę, której zapach wprost uwielbiam. Ma już ponad metr wysokości, jest ładnie rozkrzaczona, a na całe lato wystawiam ją na balkon.





Że jest doskonałym inhalatorem, gdy ktoś ma katar, to chyba wszyscy wiedzą ... ale, że skrawek liścia można dodać do zaparzanej herbaty, albo kilkoma listkami wyłożyć dno foremki, w której będzie się piekło ciasto (na przykład zwykły biszkopt - nabiera niesamowitego aromatu), to może już nie każda pani domu wie? Warte spróbowania ... polecam :)
Ooo ... moja ptaszynka zmieniła miejsce zamieszkania. Też ją ciągnie bliżej słoneczka, przez kuchenne okno wypatruje wiosny :)



A za oknem, niestety, pochmurno i baaardzo wietrznie dzisiaj ...