jjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjj

czwartek, 25 listopada 2010

Nastrojowo i nieco tajemniczo dzisiaj będzie

Zachęcam, abyście moi drodzy goście podczas czytania dzisiejszego posta wysłuchali przepięknej arii, którą znajdziecie na lewym pasku ... "Usta milczą dusza śpiewa" - jak dla mnie cudne wykonanie :)

**********

Życząc, w poprzednim poście, sobie oraz moim gościom udanej włóczęgi w długi listopadowy weekend nie mówiłam o tym tak bez powodu ... my się trochę powłóczyliśmy po okolicy. I co z tego wynikło? Ano spróbuję dzisiaj zdać krótką relację. W Dzień Niepodległości pojechaliśmy do oddalonego od naszego domku o jakieś 20 km Czerska. Z czego Czersk słynie? O tym pisałam już w jednym z pierwszych postów na tym blogu. Tym razem odwiedzilliśmy to miejsce jesienią, gdy z nieba - od czasu do czasu - siąpiła lekka mrzawka, było mgliście i ... nieco tajemniczo. Zresztą popatrzcie sami ... można porównać z czerwcowym wypadem w zeszłym roku :) Tam też znajdziecie garstkę faktów z historii zamku ... a wiecie, że Królowa Bona, o której zupełnie niedawno pisałam zapisała się chwalebnymi uczynkami jeśli chodzi o zamek w Czersku? Kto ciekawy niech zajrzy tutaj :)














Teraz trochę widoczków łąk i sadów okalających zamkowe wzgórze ...












Nadszedł czas na nasze odkrycie ... widzicie, będąc w jakimś miejscu po raz pierwszy nie zawsze zwracamy uwagę na detale ... takie, które nie rzucają się tak łatwo w oczy, takie których trzeba poszukać. My byliśmy na zamkowym wzgórzu jużpo raz wtóry ... czwarty ... piąty może i to co mnie osobiście w tych murach pociąga to wiekowe kamienie otaczające niewysokim murkiem całą budowlę oraz ... cegły. W tych ceglanych murach wiele jest nowych, współczesnych uzupełnień, ale jednak ogrom to budulec sprzed wieków. Zawsze miałam sentyment do tego, co ugryzione zostało przez ząb czasu ... chyba nikt, kto tu zagląda temu się nie dziwi ;) Uwielbiam spacerować pośród tych murów, wspinać się po niewygodnych i stromych basztowych schodkach i ... dotykać ... dotykać kamieni, cegieł i wszystkiego tego, co pamięta zamierzchłe czasy. Wyobrażam sobie ludzi, którzy chadzali tymi samymi ścieżkami 50, 100, 200 lat temu ... I tak obchodząc zamek dookoła, dotykając dłonią kamień po kamieniu i oglądając cegłę po cegle można odkryć prawdziwe "skarby".










To właśnie na tej ścianie znajduje się nasze znalezisko ...


Tylko popatrzcie na te cegły ... zawsze byłam przeciwna zostawianiu tego typu "pamiątek" w historycznych miejscach, ale ... powiem tak ... ma to swój urok i jest namacalnym świadectwem, że nie tylko my tu i teraz zachwycamy się tym co wieki już stoi. Wiem ... wandalom mówimy stanowcze nie, ale ... popatrzcie sami jakie "perełki" można znaleźć, gdy się uważniej przyjrzeć ...














I co? Widzieliście te daty? Najstarsza na jaką się natknęliśmy to 1800 rok. Zastanawiam się tylko, czy one wszystkie są aby oryginalne ... ale chyba raczej tak, bo kto by rył w cegłach chcąc zostawić po sobie "pamiątkę" z serii "byłem tu" i wpisywać datę wziętą z sufitu? Kontrowersyjne to bardzo, bo niby z jednej strony jest to niszczenie naszego wspólnego dziedzictwa, ale patrząc na to z bardziej romantycznej strony naszego ja ... cóż, to już nie jest takie oczywiste ...
A teraz powrót do mojego kolejnego zamiłowania ... do kolumn wszelakich, podtrzymujących portale i łuki stropów. W położonym nieopodal zamku kościółku moje ulubione detale architektoniczne także znalazły swoje miejsce.








Cóż mam na to poradzić, że uwielbiam te strzeliste i smukłe kolumny ... zawsze zwracam na nie baczną uwagę i utrwalam na matrycy mojej lustrzaneczki :)
A teraz coś zgoła innego ... coś co doprowadzi mój dzisiejszy wpis do punktu kulminacyjnego, którym będą ... nowe tworki/wytworki :) Swiatło i ciepło płynące prosto z jego źródła jest czymś, czego nam w takie szare jesienne dni w szczególności potrzeba. Najpierw króciutki spacerek po moim misteczku, a właściwie po niewielkim placyku i jego okolicach gdzie ostatnio uruchomiono fontannę. Najładniej prezentuje się wieczorem, gdy ciemno na dworze ...




I oświetlona kościelna wieża ... też bajecznie wygląda.


Na kilka zdjęć więcej zapraszam na mój fotograficzny blog ... nie chcę powtarzać zdjęć i tu i tam tych samych, więc kto jest ciekawy proszę bardzo link :)
A więc ... światło ... w moim domku króluje po zmierzchu.



Lubię ciepłe światło lamp i nade wszystko światło świec, których zużywam ogromne ilości. Dzisiaj pokażę, właśnie w świetle tealightów, moje nowe starocie. Przerobiona własnoręcznie, znaleziona jeszcze latem na pchlim targu i kupiona za ... 1 złotówkę :) metalowa, obrotowa taca ze szklanym blatem. Po rozebraniu na części pierwsze pomalowałam ją najpierw czekoladową bejcą, a później przetarłam białym akrylem i ponownie maznęłam bejcą, aby nadać jej gładkość i delikatny ... bardzo delikatny połysk. Pod szkło włożyłam wydruki ... takie, które kojarzą mi się z upływającym czasem, a więc zegarowe tarcze w stylu vintage, pięknie wykaligrafowany list sprzed lat oraz klimatyczną kopertę ... Całość przedstawia się następująco ...








Miało być coś jeszcze, ale myślę, że na dzisiaj wystarczy ... z tego co miało być, a nie będzie stworzę oddzielny post w już odrobinę świątecznym nastroju. A więc do zobaczenia następnym razem :)

P.S. Dzisiaj wgrałam zdjęcia z dwóch różnych serwerów ... zamek w czersku z flikra, a reszta zdjęć jeszcze poprzez imageshack ... zobaczymy jaka będzie różnica.

wtorek, 9 listopada 2010

Architektoniczne detale i coś jeszcze ...

Nadal walczę z zamieszczaniem zdjęć na blogu ... ten imageshack, z którego korzystam zupełnie nie spełnia moich oczekwiań ... zacina się, fotki na blogu okropnie długo się otwierają, jeśli w ogóle się otwierają :( A przecież mają już i tak niewielkie rozmiary ... Może ktoś z Was, zaglądających tu do mnie, zna jakiś niezły serwer, na który można ładować zdjęcia i żadne problemy z ich zamieszczaniem na blogu i otwieraniem się nie występują? Pomijając picassę oczywiście, bo tam limit mi się skończył o czym już pisałam. Napisanie każdego nowego posta przyprawia mnie niemalże o ból głowy. Napisać to żaden problem - z reguły ;) ale dodać zdjęcia? Jak już się z tym uporam i otwierają się bez kłopotów to okey, ale jeśli nie chcą się pokazać, to złość mnie wielgachna nachodzi ... i się wściekam ... to co mogłabym zrobić w mig zabiera mi zbyt dużo czasu. A czas jak wiadomo z gumy nie jest i ciągle go mało. Nie wiem, czy to przetrwam i się nie poddam ... jeśli nie znajdę jakiegoś sposobu na zamieszczanie zdjęć, to może być różnie. Cóż, póki co, jestem i walczę ...


*********

Poprzednio pokazywałam zawieszki, jakie sobie wykombinowałam do łazienkowych słojów na sól do kąpieli. Tak mi się spodobało wymyślanie wzorów i klejenie na kartoniki ... później lakierowanie, że oto następna partia wyszła spod moich rąk. Tym razem etykietki/zawieszki zawisły na słoikach, w których przechowuję suszone grzyby. Miałam na te grzyby poszyć płócienne woreczki, ale okazało się, że w woreczku grzyby wilgotniały. Podsuszyłam je więc na kaloryferze i jeszcze ciepłe przełożyłam do wyparzonych słoików, szczelnie zakręciłam ... i to był strzał w dziesiątkę :) Teraz już nie wciągają wilgoci, której w kuchni zawsze jednak trochę jest. Zawieszki są oczywiście dwustronne, co widać na poniższych zdjęciach. A zdjęcia robione wieczorem przy sztucznym świetle oraz w ciągu dnia - stąd jedne są w chłodnej, a inne w ciepłej tonacji barw.





Jeśli już jestem przy kuchennych klimatach, to pokażę także zawieszkę, która będzie przyczepiona do troczka obwiązującego pokrowiec na nieużywane codziennie sztućce. Na razie tylko zawieszkę mam ... i sztućce oczywiście, ale nad pokrowcem także pracuję - co z tego, że w zakamarkach mojej łepetyny, póki co, pomysł się rodzi :) ... mam nadzieję, że uda mi się go jakoś w miarę estetycznie uszyć ... wkrótce.




W wolnych chwilach ... wieczorami zazwyczaj, choć to nie jest dobra pora na tego typu robótki, przewlekam igłę z nawleczoną w jej ucho muliną w tę i we w tę poprzez białą drobniutką kanwę. Stawiam krzyżyk za krzyżykiem i w ten sposób powstają haftowane detale ... tym razem zakochałam się ;) w klasycznych kolumnach, takich które zwykle podpierają belkowania oraz łuki stropów. Kolumny, jak każdy wie, stosowano już w architekturze czasów starożytnych i poprzez wieki pełniły i nadal pełnią tę zaszczytną i niezwykle dekoracyjną funkcję. Kolumny kamienne, drewniane, ze stali czy żelbetu to nic dziwnego, ale kolumny z krzyżyków? U mnie tak ... jak najbardziej są mile widziane, a ostatnio nawet pożądane.  Mam już piękną barokową kolumnę o skrętnym trzonie, gotowa jest także ta wzorowana na starożytnych kolumnach jońskich, którą wieńczy blado-różowo kwitnące pnącze i ostatnia - ale myślę, że będzie ich o wiele więcej, bo to niezwykle przyjemny detal do wyszywania - wokół, której wdzięczą się starożytne kariatydy. Ta ostatnia już znalazła swoje zastosowanie ... ozdabia pokrowiec na telefon komórkowy. Muszę przyznać, że nietuzinkowa to ozdoba ... Gdzie znajdą swoje miejsce pozostałe kolumny oraz te, które dopiero mam nadzieję wyszyć? Czas pokaże ... jak to w historii bywa, tak i u mnie czas ma ogromne znaczenie. Zdjęciom krzyżykowych kolumn towarzyszą fotki małej budki na kiju ... zdobi mój niewielki balkonowy ogródek i nawet już pewni lokatorzy chcieli się do niej wprowadzić. Ornitolog ze mnie żaden, co stali bywalcy "Mojego wygnanka" zapewne pamiętają, więc nazwy ptaszków nie przytoczę, a zdjęcia niestety nie zdążyłam zrobić ... gdy podeszłam bliżej do okna spłoszyły się te maleństwa i na razie nie widziałam, aby ponownie pojawiły się na moim balkonie. Jedno wiem na pewno - nie były to wróble ... hahaaaa.








To byłoby tyle na dzisiaj. A nie ... właśnie, że nie. Od rana pochmurnie na dworzu dzisiaj było i żadnej nadziei na poprawę pogody nie miałam ... siąpiło z góry, buty namakały od dołu, no - żadnej miłej niespodzianki ze strony jesiennej aury się nie spodziewałam. W pewnej chwili, jak na zawołanie, ale tylko na minut kilka wyjrzało przez jakąś dziurę w niebie słonko i oświetliło półkę, na której właśnie co zmieniłam dekorację :) Wszystko już chyba znacie, ale do tej pory inne miejsce w moim domku zajmowały te ... stojki. Nie mogłam się oprzeć i kilka zdjęć w słoneczku zrobiłam. A jak zrobiłam, to i pokażę, aby na marne nie poszło to moje cykanie.




I jeszcze zajawka. W takim stanie przywiozłam to "coś" i w takim stanie na razie pozostanie ... aż przyjdzie na to odpowiedni czas ... bo u mnie, z reguły, wszystko musi odleżeć zanim wpadnie w moje łapki. Nie wiem, czy pokażę jak w całej okazałości się obecnie prezentuje. Może dopiero po mojej "renowacji" będzie dane "światu" obejrzeć jego oblicze ... któż to wie? Jak zwykle ... czas pokaże.



Nie mogę się oprzeć, aby mojego sierściucha tu nie wrzucić ... pchał się dzisiaj przed obiektyw. Gdzie ja z aparatem tam i on ... udaje, że śpi szelma, żeby go nie wyrzucić do siebie ... A niech mu tam ...


Przed nami długi weekend ... jeszcze tylko jutrzejszy dzionek i można wyruszać na podbój świata ... na całe cztery dni :) Zatem miłej włóczęgi sobie i moim miłym gościom życzy ...