jjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjj

poniedziałek, 27 kwietnia 2009

Wiosna, że aż kipi

Najpiękniejsza dla mnie pora roku to oczywiśnie wiosna. Z każdym dniem słońce świeci wyżej, mocniej, dłużej. Jest pięknie, zielono, wszystko dookoła aż wybucha kolorami. Dzisiaj w drodze po sprawunki bujałam w obłokach - chociaż ich nie było:) i nie mogłam oderwać oczu od tego co ponad moją głową. Pokusa była zbyt wielka, aby nie popstrykać parę zdjątek - co prawda komórką, ale i tak są cudne - niech te barwy mówią same za siebie:








Wiosna, wiosna, wiosna ach to Ty!

sobota, 25 kwietnia 2009

Taka sobie ścieżka

Piaseczno nie jest moim rodzinnym miastem. Nie wiążą mnie z tą mieścinką żadne wspomnienia, brak jest jakichkolwiek sentymentów. W to podwarszawskie miasteczko rzuciły moją rodzinę względy "służbowe". Mieszkam tu zaledwie od 5 lat. Moje poznawanie okolicy wiązało się do tej pory ze zwiedzaniem okolicznych sklepów, szkoły, do której chodzi córka, przychodni zdrowia, apteki, banku oraz różnych urzędów, do których odwiedzania zmusza nas życie - i to by było na tyle. W weekendy staraliśmy się wyjeżdżać na "zieloną trawkę" poza nasze miejsce zamieszkania. Mam jednak nadzieję, że kiedyś dane mi będzie odnaleźć swoje miejsce na ziemi, gdzie zapuszczę korzenie na dobre i nie będzie mi się chciało szukać czegokolwiek innego. Jednakże moja pasja poznawania oraz fakt, że będąc na urlopie wychowawczym mam trochę więcej czasu na włóczykijowanie spowodowała odnajdywanie i odkrywanie, w tej niezbyt urodziwej mieścinie, zakątków wartych zobaczenia.


Ostatnio, przy okazji załatwiania pewnych spraw w pewnym urzędzie oddalonym od naszego mieszkanka o jakieś 40 minut piechotką - z uwagi na piękną, słoneczną, wiosenną pogodę - zachciało nam się spaceru. Na końcu cichej uliczki za urzędem zobaczyliśmy ni to skwer, ni to lasek - jakieś drzewa, weszliśmy na zarośniętą, zaniedbaną ścieżkę.






Po chwili naszym oczom ukazał się nietypowy, jak na Piaseczno, widok:



Wiedzeni ciekawością podeszliśmy bliżej do budynku:



Mogliśmy już zobaczyć, pomimo ogromnych zniszczeń i zaniedbania, piękne detale zabudowania: kute balustrady, rzeźbione zwieńczenie drewnianego ganku i balkoniku, pięknie ozdobioną murowaną elewację: oraz drzwi, których od dawna chyba już nikt nie używa:



Obeszliśmy nasze znalezisko dookoła:



Budynek okazał się faktycznie w bardzo złym stanie technicznym, chociaż - o dziwo - nie na tyle w złym, aby nie mógł być zamieszkały. W oknach wiszą firanki, na parapiecie stoją paprotki i pelargonie. Oczami wyobraźni ujrzałam, otoczony pięknym ogrodem, romantyczny dworek, przed którym stoi powóz zaprzężony w dwa kasztanowate konie. Cóż to za budynek, kiedy powstał, z czyjej inicjatywy, jakie funkcje pełnił? Te pytania musiały poczekać do naszego powrotu do domu. Rozejrzeliśmy się dookoła. Ponad dachem dworku wznosiły się wiekowe drzewa, ogromne lipy, kasztanowce. Uroku dodawały misternie powyginane gałęzie dębów:




Tak ... te drzewa na pewno niejedno widziały i słyszały. Pospacerowaliśmy sobie jeszcze pomiędzy nimi, popodziwialiśmy budyneczek, powyobrażaliśmy sobie historie z nim związane, po czym poszliśmy jeszcze dalej - w głąb lasku. I tam czekała na nas jeszcze nie jedna niespodzianka, ale o tym napiszę innym razem.

Po powrocie do domu, gdy dzieciarnia zaległa w łóżeczkach, ja zaległam przed komputerem. Zaczęłam szukać jakichkolwiek informacji na temat odnalezionego dworku.

Okazuje się, że to wybudowany/lub odbudowany ok. 1800 roku domek myśliwski. Znajduje się w Parku Chyliczkowskim. W tym to właśnie domku zatrzymywał się Książę Józef Poniatowski, gdy przybywał na polowania w chyliczkowskie i konstancińskie lasy. Od tych wydarzeń wzięła się, używana do dziś, nazwa dworku - "Poniatówka". Kilka stuleci wcześniej, w XVI wieku, z inicjatywy Aleksandra Sułkowskiego - ówczesnego starosty piaseczyńskiego - na terenie dzisiejszego Parku Chyliczkowskiego, wybudowano pałac mający służyć jako rezydencja królewska. Lubiła w nim wypoczywać i "wczasować się" Anna Jagiellonka. Z myślą o łowach w pobliskich lasach, przybywał do pałacu także Król Stefan Batory oraz jego następcy. "Głównym elementem rezydencji był piętrowy budynek pałacu z dwiema oficynami. Wjazd prowadził przez bramę, przy której wzniesiono dwa budynki kordegard. Na osi widokowej wybudowano sztuczny kanał, obok sadzawkę i altanę. Ten barokowy ogród o pow. 6 ha przekształcono później - w duchu romantycznym na park krajobrazowy". Z tych to czasów zachował się "nasz" romantyczny domek. Kompozycja, pięknego niegdyś parku, dzisiaj jest słabo czytelna. Zachowały się jedynie pojedyncze drzewa: lipy i dęby. "W 1839 r. Dobra Chyliczki, do których należała "Poniatówka" zostały zlicytowane. Majątek ośmiokrotnie zmieniał właścicieli, aż do roku 1891, kiedy został nabyty wraz z 4 włóknowym gospodarstwem przez hr. Cecylię Plater-Zyberkównę. Ona to ufundowała i założyła w Chyliczkach żeńską Szkołę Gospodarstwa Wiejskiego. "Poniatówka", jako budynek szkolny, pełniła funkcje mieszkalne dla nauczycielek, a następnie dla dziewcząt.

Dzisiaj w Parku Chyliczkowskim odbywają się różne "gminne" uroczystości, czasami jakieś koncerty. "Poniatówka" jako zabytek jest chroniona prawem, jest nadal zamieszkiwana, ale jej stan pozostawia wiele do życzenia. Chciałoby się krzyczeć: władze Piaseczna - dbajcie o nasze zabytki, póki jeszcze nie jest za późno!

Tak oto zwykły, popołudniowy spacer, w zwykłej, z pozoru nieciekawej mieścinie zamienił się w lekcję historii. Ścieżka, w którą weszliśmy okazała się prawdziwą ścieżką dydaktyczną.

A co jeszcze spotkaliśmy na swojej drodze - to już następnym razem:)

wtorek, 21 kwietnia 2009

Przepis na szarlotkę :)

Wczoraj w lokalnej gazetce "Pasmo" znalazłam taki oto przepis na szarlotkę:

"Co prawda Święta mamy ledwie za sobą, ale ten przepis "Jak upiec szarlotkę" może przydać się prawdziwemu mężczyźnie codziennie.
1. Z lodówki weź 10 jajek, połóż na stole ocalałe 7, wytrzyj podłogę, następnym razem uważaj!
2. Weź sporą miskę i wbij jajka rozbijając je o brzeg naczynia.
3. Wytrzyj podłogę, następnym razem bardziej uważaj! W naczyniu mamy 5 żółtek.
4. Weź mikser i wstaw do niego skrzydełka i zacznij ubijać jajka.
5. Wstaw od nowa skrzydełka do miksera, tym razem do oporu. Zacznij ubijać.
6. Umyj twarz, ręce i plecy. W naczyniu pozostały 2 żółtka, dokładnie tyle potrzeba na szarlotkę.
7. Oklej ściany i sufit kuchni gazetami, meble pokryj folią, będziemy dodawać mąkę.
8. Nasyp 20 dkg mąki do szklanki, pozostałe 80 dkg zbierz z powrotem do torebki.
9. Sprawdź czy ściany i sufit są oklejone szczelnie, przystąp do miksowania.
10. Weź szybciutko prysznic!
11. Weź 4 jabłka i ostry nóż.
12. Idź do apteki po jodynę, plaster i bandaże. Po powrocie zacznij obierać jabłka. Przemyj jodyną kciuk!
13. Potnij jabłka w kostkę, pamiętając, że potrzebujemy 2 jabłka, więc nie wolno zjeść więcej niż połowę! Przemyj jodyną palec wskazujący i środkowy.
14. Jedyne pozostałe jabłko pocięte w kostkę wrzuć do naczynia z ciastem, pozbieraj z podłogi pozostałe kawałki i przemyj wodą.
15. Wymieszaj wszystkie składniki w naczyniu mikserem, umyj lodówkę, bo jak zaschnie to nie domyjesz!
16. Przelej ciasto do foremki, wstaw do piekarnika.
17. Po godzinie jeśli nie widać żadnych zmian włącz piekarnik.
18. Po przebudzeniu nie dzwoń po straż pożarną! Otwórz okno i piekarnik."

Serdecznie się uśmiałam i nawet wyobraziłam sobie jak mój M. piecze ciasto. Dokładnie tak by to wyglądało :)))) nawet apteki nie pomijając (po wcześniejszym wykorzystaniu wszystkich zapasów plastrów jakie znajdują się w domu).

Jeśli już jestem przy szarlotce, to tak oto wygląda jabłecznik w moim wykonaniu - jest mało pracochłonny, a smakuje ... mój M. się zajada :) Wspomnę tylko, że lekko ciepłe jabłuszka w środku i chrupiący wierzch ciasta w połączeniu z zimnymi lodami i bitą śmietanką to ... niebo w gębie :)

Zdjęcie niestety marne, robione wieczorem więc światło nie takie, ale uczta na zakończenie dnia była za to przednia, ha! A oto i przepis:

Jabłecznik z lodami
(ilość składników na dużą blachę)

Ciasto:
1 kg mąki krupczatki
1 szklanka cukru
40 dag margaryny
4 jajka
1 torebka (1,6 dag) cukru waniliowego
1 łyżka proszku do pieczenia

Nadzienie:
2 kg jabłek
1 szklanka cukru

Do dekoracji:
50 dag lodów waniliowych
1 szklanka śmietany 30-procentowej
1 łyżeczka cukru pudru
wiórki czekolady lub kakao

Margarynę siekam z cukrem, dodaję zółtka, cukier waniliowy, mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia i szybko zagniatam grutkowate ciasto.
Umyte jabłka obieram, trę na tarce o dużych oczkach i mieszam z cukrem.
Białka ubijam na sztywną pianę.
Na wysmarowaną masłem i wysypaną tartą bułką blachę wykładam połowę ciasta (no może trochę więcej niż pół), następnie kładę starte jabłka, na nie pianę z białek. Wierzch posypuję resztą ciasta.
Wstawiam do nagrzanego do 180 st. C piekarnika i piekę ok. 50 min. na złoty kolor.
Upieczone i przestudzone ciasto kroję na kwadraty.
Śmietanę ubijam z cukrem pudrem.
Na każdą porcję lekko ciepłego jeszcze ciasta kładę kulkę lodów waniliowych, dekoruję bitą śmietaną, wierzch posypuję czekoladą lub kakao.

Smacznego :)

A tak na marginesie czym się różni jabłecznik od szarlotki?




poniedziałek, 20 kwietnia 2009

A jednak!

W końcu i mnie wzięło. Po ponad półtorarocznym podczytywaniu różnistych blogów postanowiłam i ja spróbować. Trochę mnie to dziwi, ponieważ nie należę do osób, które afiszują się ze swoim życiem, ze swoimi myślami, ale może taką właśnie mam potrzebę. Kobieta przecież zmienną jest :) i basta.

O czym będzie blog? O wszystkim co mnie dotyczy - po prostu.

"Moje wygnanko" - taaaak ... z nazwy jestem zadowolona. To będzie moja odskocznia, taki cichy zakątek, mój, do którego będą zaglądać przyjaciele (taką mam nadzieję).

W dniu inauguracji "Mojego wygnanka" pokażę co stworzyłam - także w tej materii to mój debiut. W sierpniu będą miały miejsce chrzciny synka mojej szwagierki. Prezentem ode mnie będzie własnoręcznie wykonana robótka. Efekt jaki uzyskałam przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Myślę, że podarunek spodoba się i będzie przypominał rodzicom maluszka, a także jemu samemu - kiedy już trochę podrośnie - ten jedyny niepowtarzalny dzień - dzień narodzin małego człowieczka.

A oto zdjęcia (co prawda nie najlepszej jakości, ale coś widać):