jjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjj

piątek, 30 października 2009

Ugniotłam trochę masy solnej i ...


... ulepiłam serduszka. Moja najmłodsza latorośl dzielnie mi pomagała, ja wykrawałam serduszka, a Kuba gniótł to ciasto na wszystkie strony, dziurawił je widelcem, rozrywał i nawet zjeść chciał. Musiałam mu tłumaczyć, że tych serduszek się nie je ... zdziwiony był. Gotowe z dziureczką do zawieszenia wstawiłam do pieca, aby się wysuszyły. Później wyjęłam i włożyłam do koszyczka ... był pod ręką.





Córka wróciła ze szkoły, rzuciła okiem ... "o ciasteczka!". Niestety niejadalne :) ... roześmiałam się. Wrócił mój M. z pracy, spojrzał ... "a to do jedzenia?". Nie, do ozdoby :) Najwyraźniej rodzina była zawiedziona. Nic to, serduszka pociągnęłam białą farbą i zawiesiłam na konopnym sznureczku. Podoba mi się ich nierówna powierzchnia i niedokładne w zamyśle pociągnięcie farbą.



Szukam dla nich miejsca ... póki co ozdobiły ramki z gipsowymi odciskami dłoni naszych dzieci.



No dobrze, ale co zrobić z zawiedzionymi domownikami? Nie pozostało mi nic innego, jak zakasać rękawy i upiec im coś słodkiego na ząb.



Są kruchutkie, rozpływają się w ustach ... może troszkę zbyt mi się przypiekły, ale w żaden sposób nie wpłynęło to na ich smak. Rodzina usatysfakcjonowana, a to najważniejsze :) Dla chętnych przepis na kruche ciasteczka podaję w swoich "Kuchennych zapiskach".

Cichego, spokojnego weekendu życzę wszystkim tu zaglądającym,


środa, 28 października 2009

W końcu ...


... na chwilkę jedną wyłoniło się zza ciemnych chmur ... słońce. Mały spał, a więc ja czym prędzej chwyciłam w ręce moją foto kamerę i uwieczniłam na zdjęciach ... jesienne chryzantemy stojące na balkonie w kolorze ... mało jesiennym, ale podobały mi się właśnie takie ... pełne uroku ...









... następnie obfociłam (ale słowo :) kilka jesiennych klimatów w domu ... takie sobie, póki co ... i znowu chryzantemy ... drobnokwiatowe i bieluchne ...





... i coś z domieszką pomarańczu ... na rozgrzewkę ... suszki w koszyczku i wianuszek upleciony jakiś czas temu, bardzo naprędce :) ...





... nie chwaliłam się jeszcze zdjęciem, które wylosowałam w candy u Zmorki ... dawno temu, jeszcze przed założeniem mojego bloga ... podczytywałam Was sobie miłe koleżanki, aż w końcu szczęśliwy los u Zmorki kazał mi wejść mocniej w ten wirtualny świat i jestem w nim do dzisiaj :) ... zdjęcie oprawione jest w białą ramkę i zdobi witrynkę w naszym pokoju gościnnym ...







I szycie ... z tydzień temu moja córka mówi: "mama jedziemy na zakupy, potrzebuję spodnie, wycierusy, bo dwie pary właśnie zaczęły się rozchodzić, przecierać ... no nie nadają się do niczego". Pojechaliśmy. Córka wróciła z zakupów zadowolona, bo ma dwie pary nowiutkich dżinsów ... takie jakie chciała, rurki tak modne i ukochane przez dorastające pannice. "A te stare wyrzucić?" - pyta moja starsza latorośl. Ależ oczywiście, że nie ... :) "Wiedziałam, że tak powiesz" - śmiała się. No i powstało ... i zamieszkało w jej pokoju ... jeszcze nie wyrzuciła, więc może nie jest najgorzej :) ...











Ponieważ to moje pierwsze próby szycia różności, wykorzystuję do tego celu, to co moim domownikom już się nie przyda. Na starych szmatkach się uczę. A gdy wreszcie osiągnę zadowalające mnie efekty, zacznę szperać po sklepach i kupować śliczne materiały ... pomysłów mam pełną głowę, tylko na poprawę mojego warsztatu muszę poczekać :)

Radości wszystkim życzę i zadowolenia z realizacji swoich pomysłów,


poniedziałek, 26 października 2009

Słońca ostatnio jak na lekarstwo, ale ...


... drzewa jeszcze ubrane  w kolorowe liście, chociaż w pewnym stopniu rekompensują jego brak. Poniższe fotki to efekt naszego wczorajszego spaceru po parku nieopodal Cmentarza na Woli ... zrobiłam porządki na grobach moich bliskich, bo wiele zawieruchy narobiły na nich ostatnie wiatry i deszcze ... a po pracowitym, aczkolwiek miłym obowiązku, który nie pozwala zapomnieć o tych, co już dawno odeszli, a których znam jedynie z nielicznych fotografii jakie się ostały w naszej rodzinie oraz o tych, z którymi siadywałam przy wspólnym stole, słuchałam ich opowieści z dawnych młodzieńczych lat ... o tych, których pamiętają także moje dzieci ... nie ... tylko córka, synek niestety nie pamięta ... a więc "po" ... przeszliśmy się po parku - kolorowym, szeleszczącym liśćmi zrzucanymi przez drzewa, magicznym, ciepłym ... pomimo dość chłodnej aury. Tak jak nie mogłam się oprzeć przed utrwaleniem tego nastroju na zdjęciach, tak teraz nie mogę się oprzeć przed pokazaniem go tutaj. Piękna ta nasza jesień, choć kapryśna bardzo. Ale widocznie takie jej prawo ... prawo natury ... góruje nad nami maluczkimi. Popatrzcie ...







***********





***********









***********









Październik pomału odchodzi w nieznane ... szykuje miejsce dla listopadowych klimatów, o których tak pięknie pisał Tadeusz Wywrocki

Listopadowy pejzaż, szronem malowany,
Szelestem szarych liści i nagich gałęzi,
Blaskiem świec, smutkiem mogił, twarzy zatroskanych
W zadumie czasu, w zadumie pamięci.

Nieznana przeszłość niesiona nadzieją,
Ludzką niepewność rodzi i rozbudza.
Przed nami - pustka,
A za nami - ciemność
Dokoła - cisza
Senna,
Smutna,
Długa .............

"Listopadowy pejzaż" - Tadeusz Wywrocki


Jesienne pozdrowienia



Kilka blogowych nowinek

Dzisiaj prosto z mostu ... bez wstępów ... bez zbędnych słów ... przemiła Violcia wyróżniła mój blog - jakże przyjemnie, miło i cieplutko zrobiło mi się na sercu ... gdy za oknem szaro, ponuro i niebo płacze deszczem. Dziękuję Ci Violciu serdecznie i przekazuję ten sympatyczny i tak optymistyczny znaczek dalej ...

... po jego odbiór zapraszam Agutka, Asiorka, Ushii, Li, Penelopis, Elle, Nettikę, Itę, Fallę oraz Alicję :)))

Alewe natomiast zrobiła prześliczną tacę i chce ją przekazać w dobre ręce ... :) Podoba mi się tych trzech kucharzy ... są tacy ... jak na prawdziwych kucharzy przystało ... słodcy, zabawni, rubaszni wręcz, okrąglutcy tacy ... :)



Z kolei  Lena z okazji mijającego pierwszego roczku jej blogowania podzieli się takim oto serduchem :) Śliczne, bieluchne, koronkowe ...



Spróbuję szczęścia ... może ... tym razem dopisze :)


Pozdrawiam cieplutko wszystkich moich gości

czwartek, 15 października 2009

W starym kinie

Tak mnie naszło dzisiaj ... lenistwo ... bawię się wczorajszymi zdjęciami. Oto efekty ...










Nie chciałam tak zupełnie pozbywać fotek koloru. Wyszło, jak wyszło ... w sam raz na dzisiejszą pogodę ... słotną, burą, wietrzną szarugę.

Falstart

Tak było wczoraj. Zima w środku jesieni. Zaskoczyła nas ... silnymi opadami białego puchu. Trochę za wcześnie przyszła, przed czasem. No, bo kto to słyszał, aby w połowie października świat tak wyglądał ...






A do tego ten przeraźliwy, mroźny wiatr. Na szczęście nigdzie nie musiałam wczoraj wychodzić. Siedziałam sobie w domku z małym Kubą, biegałam od okna do okna i pstrykałam fotki. Zza szyby ładnie ten ośnieżony świat wyglądał ... zza szyby. Jak popatrzyłam na ludzi próbujących się schować za parasolami, które wiatr wyginał we wszystkie strony, na kobietę, która lawirowała między zaspami ... w czółenkach na obcasie, na pana w garniturze, który ściągał śnieg z drzwi swojego samochodu ... gołą ręką, na moją córkę, która wróciła od koleżanki ... mokra od stóp do głów i od progu wołała o gorące kakao, to cieszyłam się, że z malinową herbatką w kubku siedzę sobie z Kubuśkiem na puchatym dywanie i układamy wieżę z klocków, że bawimy się w kółko graniaste, że w kuchni gotuje się czerwony barszczyk, a jego aromat dochodzi do nas i mile łaskocze nasze nosy :) Miło, ciepło, niebo, raj ... tak mi się ta strofa wpasowała tutaj, a to fragment wiersza Tuwima, którego z uwielbieniem ostatnio Kuba słucha ... mama, poprosie, sitaj ... jesie raś ... i jesie raś ... i tak nam dobrze na tym dywanie ...

P.S. A czy ktoś wie z jakiego wiersza te słowa pochodzą? Ciekawe ... piszcie :)

poniedziałek, 12 października 2009

Nigdy nie lubiłam szyć

Kiedyś, owszem próbowałam, ale z mizernym skutkiem. Dobre chęci szybko mnie opuszczały, nic nie wychodziło tak, jak sobie zamierzyłam i ... robótka lądowała w najciemniejszym kącie. Próbowałam różnych rzeczy ... robiłam na szydełku ... serwetki, na drutach ... nawet tunikę z rękawem 3/4, w której ... chodzę do dzisiaj, ostatnio wyszywam krzyżykami, ale szyć ... myślałam, że nigdy się już na to nie skuszę. No, ale nadarzyła się okazja. Wczoraj prasowałam mężowskie koszule i przy jednej zbuntowałam się ... nie ta nie nadaje się już do niczego. Mój M. nie protestował, oderwał tylko guziki i do śmieci ... nieeee, może jeszcze coś z niej zrobię - krzyknęłam ja ... ja, która "szmat" nie zbiera. Wszystko, co jeszcze nie zniszczone, a dzieci wyrosły - oddaję, sprzedaję za grosze, to co zniszczone, dziurawe, że nie da się łatwo i szybko naprawić - out do śmieci. Tak było ... do wczoraj. M. tylko spojrzał się na mnie z bokowca ... nic nie powiedział. Wie, że nigdy nic nie przerabiałam, że szyć nienawidzę. Nawet o przyszycie guzika musiał się prosić ... przypilnować trochę, bo odkładałam na jak najdłużej tylko mogłam taką robotę. Całą noc kołatała mi się po głowie myśl ... co ja zrobię z tą starą koszulą? I wymyśliłam. Raz kozie śmierć. Spróbuję. I oto co powstało ... w przysłowiowe 5 minut. No, może w godzinkę, półtorej najwyżej. Nie wierzyłam, że takie rzeczy potrafię stworzyć. Materiał taki sobie, więc efekt nie do końca mnie zadowalający. Ale jak na próbę, to myślę, że wcale nie jest źle :)



Serwetka, którą przyszyłam na poszewkę pochodzi z babcinej szuflady i babcinymi rękami była robiona. Dwa mniejsze szydełkowe cudaczki, to moja robota ... dzisiaj na szybko, bo jak coś sobie obmyślę, to muszę zrobić już ... natychmiast. Robótki odłożone na później długo czekają na swoją kolej. O ile w ogóle się doczekają :)









Najbardziej bałam się, tego co zobaczę po skończeniu serducha - zawieszki. Krzywe jak nie wiem, co. Ale moje pierwsze, własnoręcznie uszyte. A to cieszy :) Woreczek będzie w sam raz na drobiazgi ... może na babcine pamiątki ... starą biżuterię. Woreczek niewielki, ale i biżuterii też niedużo się ostało ... a więc się zmieści. 





Pierwsze koty za płoty. Chyba nie jest to moje ostatnie szycie. Nabrałam chęci ... jak nigdy dotąd.