jjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjj

czwartek, 25 czerwca 2009

Poranek w moim "ogrodzie"

Obudziłam się dzisiaj, patrzę ... a za oknem świeci słońce. W końcu! Pierwszą rzecz jaką robię w ciepły, słoneczny dzień to otwieram na szeroko balkon i wdycham jeszcze wilgotne od rosy, ale już ogrzane pierwszymi promykami słońca powietrze. Gdybym miała ogród, to na pewno jeszcze w kapciach i szlafroku bym do niego pobiegła ... zobaczyć cóż się przez noc mogło w nim zmienić. A mogłoby ... to wiem na pewno. No, ale wystarczyć mi musi moja namiastka ogrodu. I tak ją uwielbiam.
Zakwitł mi na balkonie jaśminowiec, którego kupiłam w kwietniu w mojej ulubionej szkółce roślin w położonym nieopodal Żabieńcu. Stał sobie bidulek, taki jakiś zabiedzony, może po chorobie, bo listki miał drobniutkie, ze śladami czegoś tam ... Za całe 4 zł wzięłam go do domu, posadziłam w obszernej donicy i troskliwie doglądałam. I odwzajemnił się :) A jak pięknie pachnie.

Pierwsze kwiaty mają też posiane przeze mnie osobiście w kwietniu aksamitki - w zależności od regionu Polski różnie są nazywane: byczki, śmierdziuszki - ale ja lubię ich aksamitne płatki, długo kwitną i są w przeróżnych odcieniach żółci, pomarańczu ... aż do koloru rdzawego. Moje są cytrynowo żółte. Rosną w donicy ustawionej pod jaśminowcem. Pięknie się komponują z jego żółtymi pręcikami okalanymi białymi płatkami.

Dziasiaj rano miałam wśród moich roślin małego gościa. Świt go chyba zastał na moim balkonie i przysnął ...

Moja ciekawość nie pozwoli mi go zostawić bez imienia. Poszperam w necie - może coś znajdę. A może, ktoś z odwiedzających mnie gości wie, cóż to za nocny motyl zasnął na mojej tujce?

wtorek, 23 czerwca 2009

Czar prezentów

Bądąc ostatnio w Czersku nie mogłam nie zajść do galerii, która znajduje się na skromnym ryneczku.
Są tam cudne rzeczy. Skrzyneczki, doniczki, pojemniczki na kwiaty. Haftowane serwetki, obrusy, fartuszki, ściereczki ... Metalowe obrączki na serwetki. Gipsowe aniołki różnej wielkości. Malowane obrazki, ryciny. No, jednym słowem wszystko czego taka natchniona dusza jak moja zapragnie. Ceny? No, cóż - różne. Ale udało mi się wygapić takie oto rameczki:
Włożyłam w nie zdjęcia moich dzieci i miały stanąć w sypialni na toaletce. Chociaż podobały mi się bardzo, koniec końców pojechały jako prezent na babcine imieniny - patrząc z punktu widzenia dzieci :) Wraz z hortensją, którą widać w tle były miłym podarkiem.

sobota, 20 czerwca 2009

Wypraw po okolicy ciąg dalszy

Tylko 20 minut jazdy samochodem i już jestem w swoim żywiole :) Zrobiliśmy sobie dzisiaj wycieczkę do ruin XIV-wiecznego zamku książąt mazowieckich w CzerskuMiejsce jest bardzo malownicze i to o każdej porze roku. Zjeżdżają tu nie tylko wielbiciele dawnych fortec, ale także malarze, których - jak tylko robi się ciepło - nie może w tym miejscu zabraknąć. Rozstawiają swoje sztalugi i praca wre. Na oczach zwiedzających powstają pejzaże podzamkowych łąk, pól, a nade wszystko sadów. Przenoszą na swoje płótna strzeliste wieże zamkowe: 2 baszty - w jednej z nich mieściła się prochownia i zbrojowniaa w przyziemiu drugiej więzienie oraz czterokątną wieżę bramną, w której swoje lokum miał burgrabia opiekujący się zamkiem pod nieobecność właściciela a prowadził do niej drewniany most zwodzony, który został w XVI wieku spalony w jednym z pożarów, w jego miejsce wybudowano murowany z pięknymi łukami- tak było za czasów Królowej Bony, która po roku 1520 rozbudowała zamek - kazała podnieść o dwie kondygnacje wszystkie wieże, przy murze północnym wzniosła budynek mieszkalny, odnowiła znajdujący się na dziedzińcu zamkowym kościół św. Piotra, który notabene został pobudowany - tak jak sam zamek - w XIV w. na miejscu drewnianej XII-wiecznej świątyni. Właśnie za czasów Królowej Bony Czersk przeżywał swoją świetność. U podnóża zamku zakładano sady oraz ... winnice.
Pierwsze wzmianki o Czersku datują się właśnie na XII stulecie. Stał tu wtedy drewniany gród, którego powstanie wiąże się z Bolesławem Śmiałym lub Władysławem Hermanem. W I połowie XIII w. właścicielem tego grodu został Konrad I Mazowiecki, a później kolejno jego potomkowie - książęta mazowieccy. W II połowie XVI wieku zamkowe wzgórze, a także położone w dole, poza murami budynki mieszczan - bo Czersk do 1867 r. posiadał prawa miejskie - nawiedzały liczne pożary, które w ogromnym stopniu zniszczyły miasto. Jego wielkość określano wtedy na 193 domy. Exodusu dopełniły resztki pobitych przez Stefana Czarneckiego pod Warką wojsk szwedzkich, które schroniły się w zniszczonym już zamku. Szwedzi popalili okoliczne domy oraz kościół parafialny. Przez kolejne 12 lat kozacy i wojska węgierskie Rakoczego dokonały dalszych zniszczeń. Na domiar złego wśród ludności wybuchła śmiertelna epidemia, która zostawiła przy życiu zaledwie 13 osób. W 1660 roku przeprowadzono dokładną lustrację, która opisała wielkość zniszczeń jaką poniósł Czersk - ocalało 20 domów. Ówczesny starosta podjął decyzję o odbudowie zamku i miasta, ale niestety jego następcy nie kontynuowali prac budowlanych. Pod koniec XVIII wieku miasto było już tylko ruiną. W 1795 roku, w czasie zaboru pruskiego, zdecydowano o rozbiórce zamku, którą w dużej części niestety przeprowadzono. Z cegieł rozbiórkowych wybudowano kościół parafialny. Jego dzwonnicę możemy do dzisiaj podziwiać z zamkowego wzgórza. Tak to się działo w państwie książąt mazowieckich. Gdy spacerowaliśmy po zamkowym dziedzińcu, po murach mających szerokość 1,5 metra, gdy wspinaliśmy się po schodach wiodących na szczyt wież, aż po same ich strzelnice dotykałam cegieł, które tyle widziały, tyle słyszały. Gdybyż to mury umiały mówić - opowiedziałyby wiele historii. Od XIV wieku do czasów dzisiejszych to jest osiem stuleci ... szmat czasu ... aż niewiarygodne. A mury przetrwały i trwają nadal i ... pamiętają.

czwartek, 18 czerwca 2009

Zakładeczka już gotowa :)

A więc Ushii, Twoja zakładeczka przeszła właśnie ostatni lifting i mogła wziąć udział w sesji zdjęciowej :)
Ciekawa jestem, czy Ci się spodoba - mam taką cichą nadzieję. Nieskromnie powiem, że efekt wykonanej pracy przeszedł moje najśmielsze oczekiwania.
No ale to właśnie do Ciebie będzie należało ostatnie słowo - bo to Ty zostałaś przez los wybrana i Tobie służyć będzie ten skromny podarek :) "Na zdrowie".

Zabawa u Maji


Maja z "Tymczasem ..." rozdaje prezenty :) Śliczne rzeczy tworzy. Mnie najbardziej podoba się woreczek z serduszkiem i igielnik.



Nie mogłam nie wziąć udziału w zabawie. Zobaczymy może będę miała szczęście?

środa, 17 czerwca 2009

Ja już nie chcę deszczu!

Odkąd nastał czerwiec ciągle pada. Nie ma dnia bez deszczu. Pada ... pada i pada. Dla roślin to dobrze, ale ja mam już dość. Nie wystarcza mi to słabe słoneczko, które pokazuje się na małą chwilkę, by ponownie przykryły je złowrogie, ciemne chmurzyska. Nie mam nic przeciwko chmurom - bo potrafią być baaaardzo malownicze, ani przeciwko deszczowi - ale niech może pada sobie w nocy. A gdy nowy dzień nastaje, to chciałabym od samiuśkiego rana ujrzeć promyki słoneczka. Ku pokrzepieniu swojego serca pstryknęłam fotki roślinek na moim bakonie. Tylko trzy, bo ... jakieś chmurzysko znowu zakryło słońce :(

Ależ ten kolorek pelargonii i goździków dodaje mi otuchy (dodam, że moje zmysły tylko w przyrodzie taki ostry róż dopuszczają i nie bronią się przed nim wcale).

To taki tam sobie post - o niczym, ale jakaś melancholia mnie dopadła - no tak ... za mało słońca i witaminy D! Na brak tego pierwszego to co ja mogę poradzić? Chyba tylko ... aż! wyjazd w ciepłe kraje (no ale to raczej nie wchodzi w rachubę - przynajmniej na tę chwilę). A witaminka - tylko w postaci naturalnej, ta jest najlepsza. A więc ... idę otworzyć sobie puszeczkę sardynek. Ciemny chlebek z masełkiem i sardynkami - taaaak ... to jest to (przynajmniej na tę chwilę) :) Albo jeszcze lepiej - zobaczcie co proponuje Agnieszka w swojej Kuchni nad Atlantykiem - pychotka!

"Pasta sardynkowa z zielonymi akcentami"

2 jajka ugotowane na twardo
3 łyżki masła
120g sardynek z puszki (najlepiej bez skóry i ości, można je zastąpić wędzoną makrelą)
6-8 połówek włoskich orzechów
1/2 łyżeczki kolendry w proszku
1/2 łyżeczki kminu rzymskiego w proszku
2 łyżki natki pietruszki drobno posiekanej
1 łyżka liści selera drobno posiekanych
sól i pieprz do smaku

Wszystkie składniki miksujemy na pastę w malakserze. Pasta jest doskonała z ciemnym razowym pieczywem.

Zmykam i szybciutko lecę do kuchni ... już mnie nie ma.

wtorek, 16 czerwca 2009

I po losowaniu

Troszkę już późno, ale miałam dzisiaj od rana gości i nie udało mi się znaleźć czasu na blogowanie, losowanie, dokumentację fotograficzną tego wydarzenia :), pisanie posta ... ale teraz nadrabiam - co prawda wszystko w tempie ekspresowym, losować miało moje młodsze dziecko, ale z uwagi, że już od dobrych 2 godzin śpi losowała córcia.
A więc: dwie osoby podały prawidłową odpowiedź na zagadkę - Magda z "Barw ogrodu" i ushii z "Ushiilandii". Faktycznie, wraz z rodzinką byłam w Ogrodzie Botanicznym w Powsinie pod Warszawą (polecam, bo jest piękny nie tylko wiosną, a i z roku na rok co raz to piękniejszy):
Myślałam, że pierwszym zamieszczonym zdjęciem troszkę zbiję z tropu domyślających się, gdzież to mogłam być (sprawia wrażenie - przynajmniej mnie się z tym kojarzy - jakby było robione na jakiejś wycieczce zza szyby autokaru :), a to po prostu zdjęcie zdjęcia z wystawionych w ogrodzie prac:
A teraz szybciutko fotki z losowania - na szybko pstrykane, bez dobrego światła, ale dokumentacja jest, a to najważniejsze:)


fanfary grają, a los uśmiechnął się do ...



Gratuluję szczęścia, a oto i nagroda (przepraszam, że jeszcze nie skończona, pozostał do wyhaftowania tył zakładki, no i zszyć przód z tyłem i już - do końca tego tygodnia nagroda będzie przygotowana do wysłania):

Gotową oczywiście pokażę na blogu.

Dziękuję wszystkim moim znajomym - chyba mogę tak napisać? - którzy wzięli udział w zgadywance oraz pozdrawiam wszystkich tych, którzy czasami do mnie zaglądają :)

P.S. Ushii, proszę Cię o kontakt na maila na jaki adres przesłać zakładkę.

sobota, 13 czerwca 2009

Wycieczka do ZOO ze sp. z o.o., czyli z moją rodzinką

Niestety ... długi czerwcowy weekend nie rozpieszcza nas piękną pogodą. Dzisiaj od rana pada deszcz ... leje deszcz, wieje wiatr ... wieje wiatrzysko, a powietrze oziębione do całych 12 st. C nie należy do przyjemności. Mimo TO, mój M. z córką wybrali się na konie. Młodej to nawet taka pogoda jak dziś nie straszna, żeby tylko móc troszkę pokłusować i poprzytulać się do koników. Ona to uwielbia :)
A ja ... zostałam z synkiem w domu. Na szczęście mały za bardzo nie marudził i nastrojony pogodą kazał się zanieść do łóżeczka i poszedł aaaaa ...
aaa ...
aa...
... i już spał.
Szczęśliwa mama, wykorzystując sytuację, zasiadła do komputera :)
- A tyle planów miałam na te cztery dni. Mieliśmy codziennie wybrać się w jakieś piękne miejsca, pozwiedzać poetycznie położone dworki i pałacyki, których w naszych okolicach troszkę znaleźć można. No, ale przecież plany są od tego, żeby je zmieniać - tak?
Korzystając więc z wolnego czasu pokażę fotorelację z naszej czwartkowej wizyty w ogrodzie zoologicznym. Nie byłam tam ... tak ... z ponad 5 lat ... z 7 - na pewno.
Przez ten czas warszawskie zoo bardzo wyładniało. Tereny otwarte wypiękniały, zostało nasadzonych wiele nowych roślin, ładnie zaaranżowano trawniki oraz rabaty z krzewami i kwiatami.
A zwierzęta - widać, że mają wyśmienite warunki, powiększone i zadbane wybiegi. Przy każdym zwierzątku tabliczka z wymienionymi sponsorami - opiekunami. I bardzo dobrze, bo zwierzęta tylko na tym korzystają. Naprawdę byłam mile zaskoczona porównując wygląd ogrodu sprzed paru lat z tym zastanym dzisiaj. A i zwierząt więcej i widać, że mają się dobrze. Te, które tutaj przedstawiam to tylko mała ich część. Nie sposób zrobić zdjęcia każdemu zwierzaczkowi, podczas gdy 1,5 roczne dziecko, co chwilę wybucha nieskrywaną radością i z zachwytem wyciąga rączki do każdego z nich, nie bacząc czy to jest ...
- kaczuszka z brązu- papuga- osiołek- a może pantera :) Jedynie słonie nasz synek podziwiał z daleka - gdy zaczęły iść w naszą stronę za plecami naszego małego brzdąca stanęła wielka kosmata panika* :)
Baaaardzo podobały mu się pawie, które spacerując po całym ogrodzie, zdawało się nie zwracając uwagi na tłumy przybyłych ludzi pięknie się prezentowały w swoich powłóczystych sukniach:a ten nie chciał się sfotografować i ciągle uciekał mi z kadru:
Były też matki karmiące swoje małe:
Nie sposób zamieścić wszystkich zdjęć, które udało mi się zrobić. Dodawałabym je do posta chyba do wieczora :) Ale jeszcze kilka pokażę:
- wielbłąd
- kozy
- król zwierząt
i jego żona
- surykatki
- żyrafy
- roczna tygrysiczka ze zwoją przyjaciółką owczarkiem niemieckim:
- lama - kangury
- niedźwiedź brunatny
- małpy - a to ... zapomniałam :), ale miały śliczne oczy i mordkiA teraz coś z wodnego i podwodnego świata:
- flamingi
- żółwie
- akwarium słonowodne m.in. z błazenkami
- piranie jak to piranie - bez przyjaciół sobie pływały
Nie mogłam, oczywiście, nie pstryknąć choć kilku fotek roślinkom (no dobrze ... dodam tylko jedno):
- a to było wielkie drzewo - chyba tulipanowiec Chyba wystarczy tego zwierzyńca, bo młoda właśnie wróciła z koni i rodzina dopomina się o obiad - miały być pierogi z mięskiem, farsz gotowy od wczoraj, tylko lepić i gotowe - tak im się tylko wydaje :)P.S. Zakładka do książki, która ma być nagrodą w zagadce z mojego poprzedniego posta już się wyszywa, ślicznie wygląda - to, co już jest, a zważywszy na pogodę szybciutko będzie gotowa.

* powiedzenie zaczęrpnęłam z książek Wojciecha Cejrowskiego, który notabene pięknie opowiada o zwierzętach, o przyrodzie i ludziach zamieszkujących rejony tropikalnej puszczy równikowej - to tak na marginesie