No właśnie ... pamiętam, że chodząc do szkoły nie lubiłam tego przedmiotu. Nie wiem, może nauczycieli miałam takich, którzy nie umieli mnie zainteresować. W ciągu 45 minut przekazywali nam - uczniom niezliczoną ilość faktów oraz dat, które za żadne skarby nie chciały mi wejść do głowy. Podręczniki nieciekawie napisane. Te odpytywania na każdej lekcji. Wyrywanie do odpowiedzi. Kartkóweczki. Wielkie klasówki. Nie panowałam nad tym. Mój mózg nie był w stanie przyswoić sobie tego wszystkiego, co było przed. Wcześniej. W czasach mniej lub bardziej odległych od mojej teraźniejszości. Historii nie lubiłam. Nie interesowała mnie zupełnie. Ot, co! Ale wraz z upływającym czasem i z pojawiającymi się zmarszczkami (póki co, w kącikach oczu dojrzałam jakieś drobne zmiany, małe kreseczki świadczące o tym, że czas nie stoi w miejscu) mój stosunek do historii zaczął się zmieniać. Najpierw pomału, nieśmiało zaczęłam sięgać do krótszych opracowań. Później z coraz większą chęcią zaglądałam do książek opisujących historię naszego kraju, ojczyzny naszych sąsiadów, a w końcu najdalszych zakątków świata. To co poza Matką Ziemią się znajduje tutaj pominę, ponieważ cały proces ewolucji, historia wszechświata, powstawania planet i życia na jednej z nich zawsze mnie niezmiernie pociągały. Mniej więcej do ery dinozaurów. Tutaj moje zainteresowania się kończyły. To tak jakby z pojawieniem się rodu człowieczego na ziemi nic już ciekawego, według mnie, się nie wydarzyło. Ale to nieprawda! Nie wiem, czemu wcześniej tego nie dostrzegałam. Przecież to taka piękna ... hmmm, tak piękna nauka ... wnosząca do naszego życia jakiś magiczny pierwiastek. Tak to czuję. Teraz. W swoim czasie zaczęłam się zastanawiać co ja robię ... tu na Ziemi. Jaki to ma sens? Nasze istnienie tutaj i teraz. A co z naszymi przodkami? Książka po książce. Opracowanie za opracowaniem i nim się spostrzegłam historią zainteresowałam się na całego. Pochłonęła mnie ... wciągnęła swoimi mackami w przeszłość. Nie wyobrażam sobie, że kiedyś mogłam być nieświadoma tych wartości, jakie niesie ze sobą nauka historii. Nie potrafię sobie teraz wyobrazić, że mogłabym nie wiedzieć dlaczego? po co? dokąd? kiedy?
A więc buszuję po minionych epokach. Najbardziej nęcą mnie opisy codziennego życia zwykłych ludzi. I to nieważne, czy przenoszą mnie o sto, dwieście, a może pięćset lat wstecz, czy też jedynie do końca zeszłego wieku. Pochłaniam wszystko. Czuję się tak, jakbym siedziała w ciągle przyspieszającym pociągu. Jakbym miała coraz mniej czasu na to, żeby się dowiedzieć, a coraz więcej do odkrycia. Spieszę się, aby zdążyć. Aby nadrobić stracony czas szkolnych lat. Czy to jest możliwe? Nie wiem. Ale frajdę z tego, czego się dowiem mam ogromną. Czytam. Szperam. Szukam. Historia mody, naszych tradycji wszelakich, dzieje mieszkańców konkretnych regionów. To wszystko sprawia, że chcę wiedzieć ciągle więcej i więcej. Zwykłe rzeczy, jakiś tytuł z zamierzchłych czasów, stara książka, obraz, czy półmisek będący rodzinną pamiątką sprawia, że wertuję karty podręczników historii. Dociekam skąd i dlaczego. A dzieje mojej rodziny? To dopiero wciąga! To wypytywanie bliskich i ich opowieści o odległych dla mnie czasach, kiedy babcie były małymi dziewczynkami. Niepowtarzalne i bezcennne. Moje życie jest bogatsze o doświadczenia moich przodków.
Z tego też powodu w jednym z moich ulubionych czasopism - w "Bluszczu" z wielką chęcią zaglądam do przedruków ze starego "Bluszcza" ... tego z przełomów wieków XIX i XX. Toż to skarbnica wiedzy o świecie z czasów młodości mojej prababci ... pradziadka ... W marcowym numerze zainteresowała mnie niezmiernie sprawa monogramów. Tak przeze mnie podziwianych na przeróżnych blogach. Dusze mi pokrewne wyszywają, znaczą ściereczki, obrusy, serwetki swoimi inicjałami. Moda na monogramy wraca. Też się przymierzam. Ale skąd to się w ogóle wzięło? I jak to być powinno?
..."Dla utrzymania bielizny w porządku ważnem jest, aby była znaczona. Osobistą bieliznę, stołową i pościelową, jeżeli jest wyprawną, znaczy się literami lub monogramami pani domu, męską - literkami drukowanemi pana. Domową i kuchenną - literą nazwiska obojga. Bieliznę, sprawianą po ślubie, znaczy się wspólnemi literami. Prześcieradła na materace, zwyczajne ręczniki, codzienne serwetki znaczymy ponsową bawełną; poszewki, podpinki, obrusy, serwety, cienkie ręczniki - białą. Na prześcieradłach na materace umieszcza się literki w środku nad obrąbkiem, podpinki znaczy się w połowie górnego wyłożenia białym monogramem, na 15 cm nad obrębem; poszewki - w połowie 10-20 cm nad zapięciem, takim samym znakiem. W znaczeniu trzymamy się następującej zasady: ozdobne większe znaki umieszczamy w miejscu bardzo widocznem, ponsowe pojedyńcze literki, przeciwnie, kryjemy skromnie. Koszule damskie dzienne i nocne znaczy się na piersiach po lewej stronie, męskie - po prawej, dolne ubrania - na pasku; pończochy - u góry przy obrębie po prawej stronie szwu, skarpetki - tak samo, chustki - w jednym z rogów nad szlakiem. Bieliznę stołową przeważnie znaczymy monogramami; mniejszemi w jednym z rogów na serwetkach, większemi - w środku obrusa, 25 cm nad talerzem" ...
"Jak utrzymać bieliznę" - Bluszcz Pismo Tygodniowe Ilustrowane dla Kobiet, 1929 rok
Dla mnie to wiedza nieoceniona. A warto jeszcze wspomnieć o samym sposobie przechowywania tych wszystkich haftowanych szmatek. Toż to cała nauka. Jak składać? Co na dolnej półce, co na górze? A wcześniej jak prać, jak prasować? Zachęcam do przeczytania tego artykułu. Niektóre rozwiązania, mogą być dla Was zaskakujące :) Ileż to pracy nasze prababki miały z tym całym swoim szmacianym dobytkiem ... teraz mamy czasy łatwiejsze i o wiele skromniejsze pod tym względem. Ale gdyby tak choć chusteczkę do nosa - z bielutkiego, delikatnego batystu obrobionego szydełkową koronką oznaczyć swoim monogramem to byłaby pełnia szczęścia :)
Taaaak ... chodzi to za mną już od jakiegoś czasu. I wiem, że na chusteczce z pewnością się nie skończy. A więc do dzieła ... efekty oczywiście pokażę.
Drugą rzeczą, która spędza mi ostatnio sen z oczu ... a ściśle związana jest z tematem historii, to półmisek mojej babci. Jedyny jaki się ostał. Z wyraźną sygnaturą. Dotarłam do tego, że pochodzi prawdopodobnie z 1922 roku.
Toż to prawdziwy Rosenthal. Szukałam z jakiej może to być kolekcji i ... nic. Nie znalazłam ani jednej sztuki tak samo zdobionej. Ale to dopiero początek mojej drogi w tym zakresie. Mam wielką chęć zdobyć cokolwiek z tym samym zdobieniem. Może komuś z zaglądających do mnie gości rzuciło się coś kiedyś z tej serii bawarskiej porcelany? Byłabym wdzieczna za wszelkie informacje :)
Historia jest wokół nas. Dotyka naszego życia tu i teraz. Jest z nami ściśle powiązana. Warto się nią interesować, bo przez to nasze życie staje się bogatsze i pełniejsze. Pamiętajmy o tym, co było i starajmy się kultywować tradycje naszych przodków. Wszystko przemija, ale nie historia. Ona jest zawsze. Stoi na straży naszego życia.