jjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjj

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

Magnoliowe drzewko i czar wspomnień


Drogą, dróżką, drożynką podążamy przed siebie.
Odkrywamy co chwilę nowe wiosny tchnienie.
To ona nas ku temu zachęca, a do przodu popycha cieplejszy promyk słońca ...

Ależ mi się dzisiaj zrymowało :) Dziecinnie troszkę, banalnie, ale co tam ... Wiosna wyłuskuje z nas nawet najgłębiej skrywane  okruchy romantymu. I tak oto powstają rymowanki na jej cześć :) 
Zabieram Was dzisiaj kochani na spacer po bezdrożach ... Gdy chce mi się tak bardzo mocno odpocząć od codziennego miejskiego zgiełku, a sposobności na dłuższy wyjazd gdzieś w nieznane brak, to zabieram rodzinę na oddalone od naszego domku o jakieś 6 - 8 kilometrów tzw. Górki Szymona. To taki nasz "mini rezerwat", gdzie bez żadnego skrępowania można napawać się młodziutką zielenią i śpiewem ptaków pośród traw. Gdzie można usiąść na brzegu jeziorka, albo tuż nad taflą leniwie płynącej rzeczki i podziwiać taniec dzikich kaczek i mew. Gdzie można wspiąć się na piaszczystą wydmę, rozłożyć na piasku i zgadywać jakie kształty przybierają białe obłoki sunące po błękitnym niebie ... albo wpatrzeć się hen daleko, w horyzont i w zamyśleniu odkrywać swoje najskrytsze marzenia. Cóż więcej potrzeba nam do szczęścia w ciepły i słoneczny wiosenny dzień? Tak było tydzień temu ... Niech te zdjęcia same opowiedzą każdemu z Was własną historię i odkryją Wasze wspomnienia ... a może marzenia? ...













Wracając na parking, na którym zostawiliśmy swoje auto moim oczom ukazał się mały drewniany domek stojący w zapuszczonym ogrodzie. Oj, chyba dawno nikt już tu nie zaglądał, ale wiekowej magnolii widać to nie przeszkadza. Obsypała się białym kwieciem i wabi do siebie owadzi ród. Wszak na samotność nie może narzekać.


A ja ... jak zwykle w takich przypadkach zadumałam się ... Kto też mieszkał w tym domku, dlaczego już nikt nie spaceruje po otaczającym go ogrodzie ... Nikt nie otwiera drewnianych okien ... śnieżnobiałych firanek nie muska wiosenny wiaterek ... Czerwono kwitnąca pelargonia nie wygrzewa się na skąpanym w słońcu dębowym parapecie i nie wygląda z zaciekawieniem na zewnątrz ... Pomiędzy wysokimi drzewami na rozpiętym sznurku już nie powiewa ręcznie dziergany obrus i haftowane serwetki ... Oczami wyobraźni widzę, jak leciwa, już mocno pomarszczona nieduża kobietka,  od której bije jednak jakieś wewnętrzne światło, siedzi na ustawionej przed domkiem ławeczce i w zamyśleniu spogląda raz za razem ... to na robótkę trzymaną w swoich dłoniach, to na kwitnącą magnolię ... jej myśli błądzą gdzieś w zamierzchłych dla mnie czasach ... i nagle uśmiecha się tak łagodnie ... aż promienieje cała ... by po chwili znowu zaduma owładnęła jej lico ... Wszystko minęło, a jednak czas zatrzymał się ... wspomnienia wracają ... ze zdwojoną siłą. I tak na przekór, im więcej wody w rzece upłynęło, tym te wspomnienia są żywsze. Co raz przeżyjemy, to już na zawsze w nas pozostanie ... Na tym chyba polega czar wspomnień ...


poniedziałek, 19 kwietnia 2010

O dzielnym ptaszku


Dlaczego dla mnie wcale nie było takie oczywiste, że ptaszki z poprzedniego postu to wróbelki? Nawet do głowy mi nie przyszło, że to mogą być właśnie wróble ... Czemu?


Ano dlatego, że wróbli w mojej mieścince po prostu nie ma. Gołębie owszem, wszędzie ich pełno, ale wróbli baaardzo dawno nie widziałam. Zastanawiam się teraz, czy wróbli nie widuję, czy po prostu nie jestem świadoma, że to wróble :) Nie no, pamiętam jak jeszcze kilka lat temu ... no może 10 lat temu (Karola była małym szkrabem) te małe niezwykle odważne i dzielne ptaszki skakały pomiędzy gołębiami i rywalizowały z nimi o każdy rzucany okruszek chleba. A teraz, gołębi zatrzęsienie, a wróbli naprawdę brak. Te stadko, które spotkałam na przedświątecznym spacerze  ... jak się okazało stadko wróbli ... nie jest już codziennym obrazkiem w mojej okolicy. Poszperałam w internecie i wiecie co znalazłam? Pomimo, że wróbel to jeden z najliczniejszych ptaków w naszym kraju ... i nie tylko ... to jednak jego populacja w niektórych regionach w zastraszającym tempie maleje. Ornitolodzy szacują, że w ciągu ostatnich 7 lat liczba tych kiedyś wszechobecnych ptaszków zmalała w naszym kraju o ponad 14%. Czym to jest spowodowane? Warunki jakie panują w naszych miastach są coraz mniej przyjazne dla ptactwa w ogóle. Coraz mniej krzewów, gdzie się ptaszki mogą chronić, a co za tym idzie spadek liczby miejsc lęgowych, coraz mniej owadów tępionych przez nas środkami chemicznymi, a które są głównym pożywieniem ptaszków to zapewne tylko  niektóre z powodów. Faktem jest, że liczba wróbli w miastach drastycznie i ciągle spada. A wiedzieć trzeba, że wróble są bardzo związane z człowiekiem. Rzadko występują poza ludzkimi osiedlami, a opuszczanie siedzib przez ludzi często powoduje opuszczenie tego miejsca także przez wróble. Te ćwierkające ptaszki wraz z poszerzającymi się uprawami zbóż przybyły do naszego kraju z południowo-zachodniej Azji. Dzięki migracji ludzi trafiły na niemal wszystkie kontynenty. I do Ameryki Północnej i do Ameryki Południowej, do południowej Afryki oraz do Australii.


Wróble są z nami bardzo związane i niezmiernie pożyteczne ... żywią się owadami i szkodnikami niszczącymi uprawy zbóż. Warto zatem o nie dbać i nie pozwolić, aby zupełnie opuściły naszą  okolicę. A jak to zrobić? Możemy pomóc tym ptaszkom znajdować bezpieczne miejsca lęgowe. Wróble wycwaniły się troszkę i często anektują sobie na ten cel puste przestrzenie stropodachów. Nie zamykajmy zatem dostępu do tych miejsc (tu ukłon w stronę administracji budynków). Możemy budować budki lęgowe i wieszać je tak, aby żadne drapieżniki nie miały do nich dostępu. Sadzimy gęste i wysokie krzewy, które są doskonałym schronieniem dla wróbli. Możemy zatroszczyć się także o ich dokarmianie. Nie pogardzą pestkami słonecznika, ziarnami kasz czy płatkami owsianymi.



Pomóżmy naszym małym sprzymierzeńcom przetrwać ...

P.S. Pamiętacie z dzieciństwa opowiadania "O wróbelku Elemelku" spisane przez Hannę Łochocką? To była jedna z moich ulubionych książek. Najpierw czytała mi i ją mama ... niezliczoną ilość razy. Następnie oglądałam ilustracje ... wertowałam strony książeczki od początku do końca i na odwrót ... niezliczoną ilość razy. A gdy sama nauczyłam się czytać, to moją ulubioną historią była opowieść o tym jak wróbelek Elemelek zaczął uczyć się literek :). A jeszcze o tym jak to poparzył  łapkę ... jak był chory i szyję miał obwiązaną szalikiem ... oj było tego tyle ... O wróbelku Elemelku, pustym brzuszku i rondelku ... O wróbelku Elemelku, o ziemniaku i bąbelku ... Muszę odnaleźć tę księżeczkę i poczytać mojemu Kubuśkowi ... ciekawe, czy jemu także przypadnie do gustu tak jak jego mamie ponad 30 lat temu :) Idę szukać ... książeczka była kwadratowa z zieloną okładką, a pośrodku był sam Elemelek.



piątek, 16 kwietnia 2010

Zmęczenie materiału?


Nie tak dawno pokazywałam tu na blogu drugie z kolei przeobrażenie mojej szafki na klucze. Zawisła w przedpokoju i oglądałam ją dzień w dzień. Chodziłam wkoło niej ... przyglądałam się ... i ciągle nie byłam z niej tak do końca zadowolona. Postanowiłam podjąć trzecią próbę zmiany jej wyglądu. Naniosłam na złamaną biel szafki szarą farbę wcierając gąbką i zbierając jej nadmiar. Po wyschnięciu przetarłam całość drobnym papierem ściernym. Teraz mój klucznik prezentuje się tak ...



Chyba ładnie mu w tej  nowej "starej" szacie ... i do twarzy w towarzystwie fiołkowych bratków ... i wiosennych ptaszków ...



Ornitologiem nie jestem i na ptakach zupełnie się nie znam :) Jeśli ktoś z Was kochane koleżanki wie cóż to za gagatki skakały z gałązki na gałązkę i wdzięcznie pozowały mi do zdjęć będę wdzięczna :) Było ich tam całe stadko. (Zdjęcia można sobie powiększyć, klikając na każde ... wtedy widać więcej szczegółów).



Czy to ostatnia metamorfoza tego klucznika? Na tą chwilę wydaje mi się, że tak ..., a czas pokaże, czy okaże się to prawdą :)


Serdecznie pozdrawiam wszystkich moich znajomych, którzy od czasu do czasu zaszczycają mnie swoimi odwiedzinami  w Moim wygnanku :)



wtorek, 13 kwietnia 2010

Oczami dziecka


Scenka, króciutka scenka, która miała miejsce wczoraj w naszym domku, a którą chcę się z Wami podzielić wzruszyła mnie niezmiernie i dogłębnie ... nie myślałam, że w ogóle jeszcze cokolwiek w tych trudnych dniach może mnie bardziej poruszyć ... a jednak ...

Mój bez mała dwu i pół letni synuś bardzo lubi rysować ... uczy się dopiero tej trudnej sztuki, a najbardziej podoba mu się jak prowadzę jego rączkę trzymającą kredkę po białej kartce papieru i rysujemy razem ... a to domek, a to drzewko, kotka, pieska, płotek, słoneczko ... wczoraj maluch mówi: "a tejas samolot" ... rysujemy ... "i ciało jesce" ... ? ... jestem zdumiona, wydawałoby się, że tak małe dziecko nie jest w stanie ogarnąć i zrozumieć trudnych chwil w życiu dorosłych, zawiłości dnia codziennego ... a ono obserwuje, słucha i własne wnioski wyciąga ... mówię więc do Kubuśka: "to narysujemy pana pilota" ... rysujemy siedzącego w kabinie człowieczka, po czym synek sam zaczyna rysować po swojemu, niezdarne są jeszcze te jego ruchy rączką, marze po białej kartce, po narysowanym przez nas chwilę wcześniej samolocie i mówi: "i ciało naisowałem" ...


Spokój ich duszom ...
A nasze życie trwa dalej ...



sobota, 10 kwietnia 2010

[*] [*] [*]


Nie mogłam uwierzyć ... szok, niedowierzanie ... nieprawdopodobna wielka strata ... szkoda tych ludzi [*]


Samolot specjalny z Parą Prezydencką RP oraz z oficjalną delegacją kilkudziesięciu osób sprawujących najwyższe funkcje w państwie, z osobami towarzyszącymi, z pracownikami BOR-u, z kompletną załogą samolotu na pokładzie rozbił się w smoleńskim lesie. Wszyscy lecieli na uroczyste obchody tragedii katyńskiej mającej miejsce 70 lat temu. Wszyscy zginęli ... Przeklęte miejsce ...

wtorek, 6 kwietnia 2010

Jak to z historią bywa?


No właśnie ... pamiętam, że chodząc do szkoły nie lubiłam tego przedmiotu. Nie wiem, może nauczycieli miałam takich, którzy nie umieli mnie zainteresować. W ciągu 45 minut przekazywali nam - uczniom niezliczoną ilość faktów oraz dat, które za żadne skarby nie chciały mi wejść do głowy. Podręczniki nieciekawie napisane. Te odpytywania na każdej lekcji. Wyrywanie do odpowiedzi. Kartkóweczki. Wielkie klasówki. Nie panowałam nad tym. Mój mózg nie był w stanie przyswoić sobie tego wszystkiego, co było przed. Wcześniej. W czasach mniej lub bardziej odległych od mojej teraźniejszości. Historii nie lubiłam. Nie interesowała mnie zupełnie. Ot, co! Ale wraz z upływającym czasem i z pojawiającymi się zmarszczkami (póki co, w kącikach oczu dojrzałam jakieś drobne zmiany, małe kreseczki świadczące o tym, że czas nie stoi w miejscu) mój stosunek do historii zaczął się zmieniać. Najpierw pomału, nieśmiało zaczęłam sięgać do krótszych opracowań. Później z coraz większą chęcią zaglądałam do książek opisujących historię naszego kraju, ojczyzny naszych sąsiadów, a w końcu najdalszych zakątków świata. To co poza Matką Ziemią się znajduje tutaj pominę, ponieważ cały proces ewolucji, historia wszechświata, powstawania planet i życia na jednej z nich zawsze mnie niezmiernie pociągały. Mniej więcej do ery dinozaurów. Tutaj moje zainteresowania się kończyły. To tak jakby z pojawieniem się rodu człowieczego na ziemi nic już ciekawego, według mnie, się nie wydarzyło. Ale to nieprawda! Nie wiem, czemu wcześniej tego nie dostrzegałam. Przecież to taka piękna ... hmmm, tak piękna nauka ... wnosząca do naszego życia jakiś magiczny pierwiastek. Tak to czuję. Teraz. W swoim czasie zaczęłam się zastanawiać co ja robię ... tu na Ziemi. Jaki to ma sens? Nasze istnienie tutaj i teraz. A co z naszymi przodkami? Książka po książce. Opracowanie za opracowaniem i nim się spostrzegłam historią zainteresowałam się na całego. Pochłonęła mnie ... wciągnęła swoimi mackami w przeszłość. Nie wyobrażam sobie, że kiedyś mogłam  być nieświadoma tych wartości, jakie niesie ze sobą nauka historii. Nie potrafię sobie teraz wyobrazić, że mogłabym nie wiedzieć dlaczego? po co? dokąd? kiedy?
A więc buszuję po minionych epokach. Najbardziej nęcą mnie opisy codziennego życia zwykłych ludzi. I to nieważne, czy przenoszą mnie o sto, dwieście, a może pięćset lat wstecz, czy też jedynie do końca zeszłego wieku. Pochłaniam wszystko. Czuję się tak, jakbym siedziała w ciągle przyspieszającym pociągu. Jakbym miała coraz mniej czasu na to, żeby się dowiedzieć, a coraz więcej do odkrycia. Spieszę się, aby zdążyć. Aby nadrobić stracony czas szkolnych lat. Czy to jest możliwe? Nie wiem. Ale frajdę z tego, czego się dowiem mam ogromną. Czytam. Szperam. Szukam. Historia mody, naszych tradycji wszelakich, dzieje mieszkańców konkretnych regionów. To wszystko sprawia, że chcę wiedzieć ciągle więcej i więcej. Zwykłe rzeczy, jakiś tytuł z zamierzchłych czasów, stara książka, obraz, czy półmisek będący rodzinną pamiątką sprawia, że wertuję karty podręczników historii. Dociekam skąd i dlaczego. A dzieje mojej rodziny? To dopiero wciąga! To wypytywanie bliskich i ich opowieści o odległych dla mnie czasach, kiedy babcie były małymi dziewczynkami. Niepowtarzalne i bezcennne. Moje życie jest bogatsze o doświadczenia moich przodków.
Z tego też powodu w jednym z moich ulubionych czasopism - w "Bluszczu" z wielką chęcią zaglądam do przedruków ze starego "Bluszcza" ... tego z przełomów wieków XIX i XX. Toż to skarbnica wiedzy o świecie z czasów młodości mojej prababci ... pradziadka ... W marcowym numerze zainteresowała mnie niezmiernie sprawa monogramów. Tak przeze mnie podziwianych na przeróżnych blogach. Dusze mi pokrewne wyszywają, znaczą ściereczki, obrusy, serwetki swoimi inicjałami. Moda na monogramy wraca. Też się przymierzam. Ale skąd to się w ogóle wzięło? I jak to być powinno?

..."Dla utrzymania bielizny w porządku ważnem jest, aby była znaczona. Osobistą bieliznę, stołową i pościelową, jeżeli jest wyprawną, znaczy się literami lub monogramami pani domu, męską - literkami drukowanemi pana. Domową i kuchenną - literą nazwiska obojga. Bieliznę, sprawianą po ślubie, znaczy się wspólnemi literami. Prześcieradła na materace, zwyczajne ręczniki, codzienne serwetki znaczymy ponsową bawełną; poszewki, podpinki, obrusy, serwety, cienkie ręczniki - białą. Na prześcieradłach na materace umieszcza się literki w środku nad obrąbkiem, podpinki znaczy się w połowie górnego wyłożenia białym monogramem, na 15 cm nad obrębem; poszewki - w połowie 10-20 cm nad zapięciem, takim samym znakiem. W znaczeniu trzymamy się następującej zasady: ozdobne większe znaki umieszczamy w miejscu bardzo widocznem, ponsowe pojedyńcze literki, przeciwnie, kryjemy skromnie. Koszule damskie dzienne i nocne znaczy się na piersiach po lewej stronie, męskie - po prawej, dolne ubrania - na pasku; pończochy - u góry przy obrębie po prawej stronie szwu, skarpetki - tak samo, chustki - w jednym z rogów nad szlakiem. Bieliznę stołową przeważnie znaczymy monogramami; mniejszemi w jednym z rogów na serwetkach, większemi - w środku obrusa, 25 cm nad talerzem" ...

"Jak utrzymać bieliznę" - Bluszcz Pismo Tygodniowe Ilustrowane dla Kobiet, 1929 rok

Dla mnie to wiedza nieoceniona. A warto jeszcze wspomnieć o samym sposobie przechowywania tych wszystkich haftowanych szmatek. Toż to cała nauka. Jak składać? Co na dolnej półce, co na górze?  A wcześniej jak prać, jak prasować? Zachęcam do przeczytania tego artykułu. Niektóre rozwiązania, mogą być dla Was zaskakujące :) Ileż to pracy nasze prababki miały z tym całym swoim szmacianym dobytkiem ... teraz mamy czasy łatwiejsze i o wiele skromniejsze pod tym względem. Ale gdyby tak choć chusteczkę do nosa - z bielutkiego, delikatnego batystu obrobionego szydełkową koronką oznaczyć swoim monogramem to byłaby pełnia szczęścia :)



Taaaak ... chodzi to za mną już od jakiegoś czasu. I wiem, że na chusteczce z pewnością się nie skończy. A więc do dzieła ... efekty oczywiście pokażę.
Drugą rzeczą, która spędza mi ostatnio sen z oczu ... a ściśle związana jest z tematem historii, to półmisek mojej babci. Jedyny jaki się ostał. Z wyraźną sygnaturą. Dotarłam do tego, że pochodzi prawdopodobnie z 1922 roku.



Toż to prawdziwy Rosenthal. Szukałam z jakiej może to być kolekcji   i ... nic. Nie znalazłam ani jednej sztuki tak samo zdobionej. Ale to dopiero początek mojej drogi w tym zakresie. Mam wielką chęć zdobyć cokolwiek z tym samym zdobieniem. Może komuś z zaglądających do mnie gości rzuciło się coś kiedyś z tej serii bawarskiej porcelany? Byłabym wdzieczna za wszelkie informacje :)
Historia jest wokół nas. Dotyka naszego życia tu i teraz. Jest z nami ściśle powiązana. Warto się nią interesować, bo przez to nasze życie staje się bogatsze i pełniejsze. Pamiętajmy o tym, co było i starajmy się kultywować tradycje naszych przodków. Wszystko przemija, ale nie historia. Ona jest zawsze. Stoi na straży naszego życia.

Podziękowania :)


Święta, święta i po świętach ... stara prawda. Wszystko, co dobre szybko się kończy ... też prawdziwe ... niestety. Rodzinka przyjechała, poświętowaliśmy, pojedliśmy, pośmialiśmy się i ... już koniec. Dzisiaj w domu od rana spokój, cisza błoga ... nawet nasz dwulatek jakiś taki wyciszony. Chyba ten świąteczny rejwach dał mu się we znaki :) Obiecałam sobie zdjęć wielkanocnego stołu porobić, pokazać i co? I nie zdążyłam popstrykać. Czasu nie miałam. Jedyne, co mogę pokazać to tulipanki kupione w Wielki Piątek na targu. Dumnie stoją w wazonie do dzisiaj. Jedne mają bielutkie pojedyncze płatki i słodki typowo tulipanowy zapach, a inne są blado żółte, wyglądają prawie jak peonie :) i pachną ... cytrynowo ... oszałamiająco. Za każdym razem gdy koło nich przechodzę nie mogę sobie odmówić przyjemności powąchania. Zanurzam swój nos w aksamitne płatki i wącham ...  wącham :)


Tymi wiosennymi zdjęciami chciałabym podziękować wszystkim, od których dostałam wielkanocne życzenia. Zastałam je tu w "Moim wygnanku", w skrzynce pocztowej, a także w skrzynce mailowej. Za wszystkie serdecznie dziękuję. To dla Was miłe koleżanki ten bukiet ... doskonale wiecie dla kogo ...


Kilka zdjęć z tych kolaży w oryginalnym rozmiarze wrzucę do mojej fotograficznej galerii. Zatem, jeśli komuś się spodobały zapraszam do obejrzenia ich w większym formacie :)


Wszytkim Wam drogie koleżanki życzę spokojnego i nie za pracowitego poświątecznego tygodnia ...


czwartek, 1 kwietnia 2010

W Wielką Niedzielę


Droga, wierzba sadzona wśród zielonej łąki,
Na której pierwsze jaskry żółcieją i mlecze.
Pośród wierzb po kamieniach wąska struga ciecze,
A pod niebem wysoko śpiewają skowronki.

Wśród tej łąki wilgotnej od porannej rosy,
Droga, ktorą co święto szli ludzie ze śpiewką,
Idzie sobie Pan Jezus, wpółnagi i bosy
Z wielkanocną w przebitej dłoni choragiewką.

Naprzeciw idzie chłopka. Ma kosy złociste,
Łowicka jej spódniczka i piękna zapaska.
Poznała Zbawiciela z świętego obrazka,
Upadła na kolana i krzyknęła: "Chyste!".

Bije głową o ziemię z serdeczną rozpaczą,
A Chrystus się pochylił nad klęczącym ciałem
I rzeknie: "Powiedz ludziom, niech więcej nie płaczą,
Dwa dni leżałem w grobie. I dziś zmartwychwstałem."

"Wielkanoc" - Jan Lechoń


W ten wielkanocny czas wszystkim moim gościom życzę spokojnych, radosnych i rodzinnych świąt. Podczas przygotowywania iście wiosennych potraw na nasz wielkanocny stół wyciszmy się, aby następnie móc się radować ze zmartwychwstania Jezusa. Tego sobie i Wam kochani życzę ...