jjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjj

piątek, 26 lutego 2010

Królewski szyk z potworkiem za progiem


W końcu wzięłam się za swój niciak - przybornik ... stał sobie taki goły, w barwie jasnego drzewa świerkowego już od kilku dobrych lat. No i naszło mnie ... przeszlifowałam, pomalowałam ... najpierw ciemną bejcą, później jaśminowym akrylem ... poprzecierałam i na koniec otwierane wieczka ozdobiłam wydrukowanymi motywami koron. Całość maznęłam bezbarwnym matowym lakierem. Teraz to królewskich komnat ten mój przybornik jest wart, ale niestety blokowe mieszkanko to nie obszerny pałac ... co tam ... namiastkę królewskiego szyku w moich czterech kątach mam :)





A mój młodziak doczekał się ochraniacza na swoje łóżeczko. Wycięte z dwóch rodzajów tkanin kwadraty pozszywałam, do środka włożyłam ocieplinkę, wszystko przepikowałam i obszyłam bawałnianą taśmą. A i jeszcze troczki ... za krótkie trochę zrobiłam ... będę musiała wymienić. Ale jak na pierwszą w moim życiu patchworkową robótkę wyszło wcale, wcale ... nieźle nawet :) Najwięcej problemów miałam z przyszyciem lamówki, bo kwadraty pozszywane są ... no trochę koślawo i musiałam się odrobinę nagimnastykować, aby wszystko razem wyszło w miarę równo. Znowu pierwsze koty za płoty ... następny patchwork wyjdzie z pewnością lepiej, ale kiedy się za tego typu robótkę wezmę? Któż to wie ... ten patchworek - potworek dał mi trochę popalić ... muszę chyba odrobinę odpocząć od szycia :)






Słonecznego i cieplutkiego weekendu życzę wszystkim artystycznym duszom ... może aura pozwoli nam na długie spacery i wiosny pójdziemy poszukać?


piątek, 19 lutego 2010

Ostatnie akordy zimy ..., a w domu nadal biało i szaro


Kap ... kap ... kap, kap ... kap, kap, kap ... kapie zewsząd. Z dachu, z rynny ... wszędzie kapie. Czyżby to miał być koniec zimy? Takiej zimy jaka powinna co roku nas zaszczycać swoją śnieżną bielą i zmrożonymi wodami wszelkimi. Jeśli tak, to na zakończenie wizyty u nas tej Białej Pani ... taki ostatni akord (przynajmniej taką mam nadzieję, że nie zostaniemy już zaskoczeni przez mróz i śnieg). A więc kilka widoczków z terenu Rudaw :)
Spacerowałam sobie z moją młodszą latoroślą po wieściszowickich drogach i pstrykałam ... pstrykałam ...















I jak? Podobały się zdjęcia? Taaak ... piękna ta nasza zima tego roku BYŁA. Była ... i mam nadzieję, że teraz to już Pani Wiosna stoi za progiem i przestępuje z nogi na nogę ... i nie może się doczekać swojego wielkiego wejścia :) Nie stałaby tak, tylko swoim ciepłym powiewem i coraz mocniej grzejącymi promykami słońca przegoniłaby swoją poprzedniczkę!

************

A u mnie, tak na przekór trochę, zamiast kolorów NADCHODZĄCEJ wiosny nadal jest biało i szaro :) Wiosenne cebulki, które cieszyły moje oczy wiosennymi barwami już przekwitły ... dwa - trzy tygdnie i po kolorach :( ... jak dla mnie trochę za szybko. Nowych jeszcze nie zdążyłam kupić. A więc ... dla urozmaicenia :) i przełamania stereotypów moich puszek, dwie z nich ozdobiłam w troszkę inny sposób. Nadal króluje biel, czerń i szarość (pasuje do wszystkiego, a na ich tle każdy kolor widać w dwójnasób). Popatrzcie ...







Teraz kakao i kawa mają swoje własne, nowe pojemniki. I nawet nie trzeba czytać etykietek ... od razu rzucają się w oczy :) Do zdjęć zapozował także mój nowy nabytek ... cedzak, o jakim od jakiegoś czasu :) marzyłam. Kupiony za całe 20 złotych ... a właściwie za niecałe, bo 19, 99 :) w pewnej sieci znanych na Dolnym Śląsku sklepów (IM). Idealnie wpasował się w wystrój kuchni ...


Na deser mój dwuletni rozrabiaka zażyczył sobie dzisiaj budyń, który uwielbia. Jedynie taki kożuszek, skórka która się tworzy podczas zastygania budyniu nie przechodzi mu przez gardło. Ale komu przechodzi? Chyba nikt tego z wierzchu nie lubi :) Do tej pory, aby uniknąć zbierania się kożucha wstawiałam garnek z gorącym budyniem do naczynia z zimną wodą i mieszałam, aż do wystygnięcia. Dopiero ledwie ciepły wlewałam do salaterek. Czasochłonne to było zadanie, a wiadomo, że czas z gumy nie jest i wiecznie go brakuje. Znalazłam więc inny sposób na budyń :) Gorący wlewam do salaterek, które od razu szczelnie przykrywam folią spożywczą. Tak zostawiam do zastygnięcia. Żadna skórka się nie tworzy, a i łyżką nie trzeba machać :) Można w tym czasie zająć się na przykład ...


... szyciem. Właśnie tyle czasu, ile stygł budyń zajęło mi uszycie pokrowca na płatki kosmetyczne ... Teraz już nie będą musiały chować się w szafce. Same w sobie będą ozdobą łazienki.






Wyhaftowana krzyżykami korona, to praca wykonana już nie w czasie stygnięcia budyniu :), co jest oczywiste dla wszystkich, którzy wyszywają. Pokazywałam ją wcześniej, a teraz zawisła jako ozdoba mojego pokrowca. ... Jesienne wrzosy i to coś białe stojące w białej doniczce na szafce :) do tej pory zachowały ładne kolory ... może dlatego, że właśnie w łazience zamieszkały, gdzie jest wilgotno?
To jeszcze nie koniec dekoracji z koroną w roli głównej. U mnie one dopiero się zagnieżdżają, dopiero znajdują swoje miejsce i przeznaczenie ... o czym świadczą dwie pierwsze fotki z pokrowcem na płatki ... wkrótce pokażę więcej :)

Coraz cieplejszych i SŁONECZNYCH dni wszystkim życzę ...


poniedziałek, 15 lutego 2010

Koloryty wsi


Wróciłam i co widzę? Za oknem zima nadal trzyma się kurczowo swoimi białymi łapkami naszej zmarzniętej Matki Ziemi, ale na wielu blogach wiosna w pełnym rozkwicie. Oj, chciałoby się już cieplejszego słoneczka i troszkę kolorów. Ten monochromatyczny krajobraz już się trochę nudzi ... tak, tak i kto to mówi :) Niczym dziecko nacieszyłam się już  puszystym śniegiem, jazdą z górki na pazurki wprost w ramiona śnieżnej zaspy, lepieniem bałwanków i skrzypiącym pod stopami w mroźne dni białym dywanem. Zdjęć przywiozłam co nie miara ... prawdziwie zimowa na nich sceneria, ale dzisiaj pokażę zimę troszkę inaczej. Właściwie to będzie zimowa rudawska wieś pełna kolorów. Popatrzcie ...













... i jeszcze kilka drogowskazów ... żeby się nie zgubić w tej "przebogatej" feerii barw :)





Nasze dni spędzone w tej "zaczarowanej" i mocno tkniętej zębem czasu krainie wyglądały mniej więcej tak: jednego dnia szaleństwa na śniegu ... czyli z górki hop w zaspę, drugiego dnia spacery drogami, dróżkami i drożynkami ... oczywiście wyłącznie tymi, na których śnieg nie sięgał do pasa, bo po takich nie sposób było przejść, następnego dnia buszowanie po Starym Młynie w poszukiwaniu "skarbów" i ... czyszczenie, szlifowanie, malowanie, przecieranie ... czyli to, co chomiki lubią najbardziej :) Wiele nie zrobiłam, część została niedokończona ... musi poczekać na następne wolne dni, ale coś tam Wam pokażę ...
Pamiętacie niemiłosiernie zardzewiałą klatkę dla kanarka ... na przykład :), której fragment pokazywałam w którymś ze styczniowych wpisów? Oto i ona w całej swojej okazałości ... oczyszczona i na biało pomalowana ... z braku pod ręką innego ciekawego naczynia stanął w niej pobielony koszyczek z cebulką hiacynta.




Stołeczek, który poprzedniej pani Starego Młyna służył zapewne jako "siedzisko" podczas obierania ziemniaków, i który był równie zniszczony jak klatka także przybrał białą barwę ... a jakże :). Teraz cieszy moje oczy i dzielnie się opiera  nieposkromionym zapędom wyszukanych zabaw mojego dwulatka ... ze stołeczkiem w roli głównej :)





I nieskończona jeszcze praca ... cóż to będzie? Zarówno przedmiot ten jak i świerzbiące mnie i wyrywające się do niełatwej roboty szlifierza, malarza i kogo tam jeszcze moje  własne ręce będą musiały zaczekać do ... oj, teraz to do wakacji chyba :( Przeczekamy ... damy radę ... chyba ...



************

Ogromnie dziękuję wszystkim do mnie zaglądającym, a szczególnie tym, którzy podczas mojej nieobecności pozostawili tak przemiłe słowa pod poprzednim postem. Jest mi niezmiernie przyjemnie, że mogę Was wszystkich gościć w Moim wygnanku. Cieszę się z Waszych wizyt, a że jestem okropnie złakniona konstruktywnych opinii zostawianych przez moich miłych gości, to proszę o więcej :)