W końcu wzięłam się za swój niciak - przybornik ... stał sobie taki goły, w barwie jasnego drzewa świerkowego już od kilku dobrych lat. No i naszło mnie ... przeszlifowałam, pomalowałam ... najpierw ciemną bejcą, później jaśminowym akrylem ... poprzecierałam i na koniec otwierane wieczka ozdobiłam wydrukowanymi motywami koron. Całość maznęłam bezbarwnym matowym lakierem. Teraz to królewskich komnat ten mój przybornik jest wart, ale niestety blokowe mieszkanko to nie obszerny pałac ... co tam ... namiastkę królewskiego szyku w moich czterech kątach mam :)
A mój młodziak doczekał się ochraniacza na swoje łóżeczko. Wycięte z dwóch rodzajów tkanin kwadraty pozszywałam, do środka włożyłam ocieplinkę, wszystko przepikowałam i obszyłam bawałnianą taśmą. A i jeszcze troczki ... za krótkie trochę zrobiłam ... będę musiała wymienić. Ale jak na pierwszą w moim życiu patchworkową robótkę wyszło wcale, wcale ... nieźle nawet :) Najwięcej problemów miałam z przyszyciem lamówki, bo kwadraty pozszywane są ... no trochę koślawo i musiałam się odrobinę nagimnastykować, aby wszystko razem wyszło w miarę równo. Znowu pierwsze koty za płoty ... następny patchwork wyjdzie z pewnością lepiej, ale kiedy się za tego typu robótkę wezmę? Któż to wie ... ten patchworek - potworek dał mi trochę popalić ... muszę chyba odrobinę odpocząć od szycia :)
Słonecznego i cieplutkiego weekendu życzę wszystkim artystycznym duszom ... może aura pozwoli nam na długie spacery i wiosny pójdziemy poszukać?