Nadal walczę z zamieszczaniem zdjęć na blogu ... ten imageshack, z którego korzystam zupełnie nie spełnia moich oczekwiań ... zacina się, fotki na blogu okropnie długo się otwierają, jeśli w ogóle się otwierają :( A przecież mają już i tak niewielkie rozmiary ... Może ktoś z Was, zaglądających tu do mnie, zna jakiś niezły serwer, na który można ładować zdjęcia i żadne problemy z ich zamieszczaniem na blogu i otwieraniem się nie występują? Pomijając picassę oczywiście, bo tam limit mi się skończył o czym już pisałam. Napisanie każdego nowego posta przyprawia mnie niemalże o ból głowy. Napisać to żaden problem - z reguły ;) ale dodać zdjęcia? Jak już się z tym uporam i otwierają się bez kłopotów to okey, ale jeśli nie chcą się pokazać, to złość mnie wielgachna nachodzi ... i się wściekam ... to co mogłabym zrobić w mig zabiera mi zbyt dużo czasu. A czas jak wiadomo z gumy nie jest i ciągle go mało. Nie wiem, czy to przetrwam i się nie poddam ... jeśli nie znajdę jakiegoś sposobu na zamieszczanie zdjęć, to może być różnie. Cóż, póki co, jestem i walczę ...
*********
Poprzednio pokazywałam zawieszki, jakie sobie wykombinowałam do łazienkowych słojów na sól do kąpieli. Tak mi się spodobało wymyślanie wzorów i klejenie na kartoniki ... później lakierowanie, że oto następna partia wyszła spod moich rąk. Tym razem etykietki/zawieszki zawisły na słoikach, w których przechowuję suszone grzyby. Miałam na te grzyby poszyć płócienne woreczki, ale okazało się, że w woreczku grzyby wilgotniały. Podsuszyłam je więc na kaloryferze i jeszcze ciepłe przełożyłam do wyparzonych słoików, szczelnie zakręciłam ... i to był strzał w dziesiątkę :) Teraz już nie wciągają wilgoci, której w kuchni zawsze jednak trochę jest. Zawieszki są oczywiście dwustronne, co widać na poniższych zdjęciach. A zdjęcia robione wieczorem przy sztucznym świetle oraz w ciągu dnia - stąd jedne są w chłodnej, a inne w ciepłej tonacji barw.


Jeśli już jestem przy kuchennych klimatach, to pokażę także zawieszkę, która będzie przyczepiona do troczka obwiązującego pokrowiec na nieużywane codziennie sztućce. Na razie tylko zawieszkę mam ... i sztućce oczywiście, ale nad pokrowcem także pracuję - co z tego, że w zakamarkach mojej łepetyny, póki co, pomysł się rodzi :) ... mam nadzieję, że uda mi się go jakoś w miarę estetycznie uszyć ... wkrótce.



W wolnych chwilach ... wieczorami zazwyczaj, choć to nie jest dobra pora na tego typu robótki, przewlekam igłę z nawleczoną w jej ucho muliną w tę i we w tę poprzez białą drobniutką kanwę. Stawiam krzyżyk za krzyżykiem i w ten sposób powstają haftowane detale ... tym razem zakochałam się ;) w klasycznych kolumnach, takich które zwykle podpierają belkowania oraz łuki stropów. Kolumny, jak każdy wie, stosowano już w architekturze czasów starożytnych i poprzez wieki pełniły i nadal pełnią tę zaszczytną i niezwykle dekoracyjną funkcję. Kolumny kamienne, drewniane, ze stali czy żelbetu to nic dziwnego, ale kolumny z krzyżyków? U mnie tak ... jak najbardziej są mile widziane, a ostatnio nawet pożądane. Mam już piękną barokową kolumnę o skrętnym trzonie, gotowa jest także ta wzorowana na starożytnych kolumnach jońskich, którą wieńczy blado-różowo kwitnące pnącze i ostatnia - ale myślę, że będzie ich o wiele więcej, bo to niezwykle przyjemny detal do wyszywania - wokół, której wdzięczą się starożytne kariatydy. Ta ostatnia już znalazła swoje zastosowanie ... ozdabia pokrowiec na telefon komórkowy. Muszę przyznać, że nietuzinkowa to ozdoba ... Gdzie znajdą swoje miejsce pozostałe kolumny oraz te, które dopiero mam nadzieję wyszyć? Czas pokaże ... jak to w historii bywa, tak i u mnie czas ma ogromne znaczenie. Zdjęciom krzyżykowych kolumn towarzyszą fotki małej budki na kiju ... zdobi mój niewielki balkonowy ogródek i nawet już pewni lokatorzy chcieli się do niej wprowadzić. Ornitolog ze mnie żaden, co stali bywalcy "Mojego wygnanka" zapewne pamiętają, więc nazwy ptaszków nie przytoczę, a zdjęcia niestety nie zdążyłam zrobić ... gdy podeszłam bliżej do okna spłoszyły się te maleństwa i na razie nie widziałam, aby ponownie pojawiły się na moim balkonie. Jedno wiem na pewno - nie były to wróble ... hahaaaa.











To byłoby tyle na dzisiaj. A nie ... właśnie, że nie. Od rana pochmurnie na dworzu dzisiaj było i żadnej nadziei na poprawę pogody nie miałam ... siąpiło z góry, buty namakały od dołu, no - żadnej miłej niespodzianki ze strony jesiennej aury się nie spodziewałam. W pewnej chwili, jak na zawołanie, ale tylko na minut kilka wyjrzało przez jakąś dziurę w niebie słonko i oświetliło półkę, na której właśnie co zmieniłam dekorację :) Wszystko już chyba znacie, ale do tej pory inne miejsce w moim domku zajmowały te ... stojki. Nie mogłam się oprzeć i kilka zdjęć w słoneczku zrobiłam. A jak zrobiłam, to i pokażę, aby na marne nie poszło to moje cykanie.



I jeszcze zajawka. W takim stanie przywiozłam to "coś" i w takim stanie na razie pozostanie ... aż przyjdzie na to odpowiedni czas ... bo u mnie, z reguły, wszystko musi odleżeć zanim wpadnie w moje łapki. Nie wiem, czy pokażę jak w całej okazałości się obecnie prezentuje. Może dopiero po mojej "renowacji" będzie dane "światu" obejrzeć jego oblicze ... któż to wie? Jak zwykle ... czas pokaże.
Nie mogę się oprzeć, aby mojego sierściucha tu nie wrzucić ... pchał się dzisiaj przed obiektyw. Gdzie ja z aparatem tam i on ... udaje, że śpi szelma, żeby go nie wyrzucić do siebie ... A niech mu tam ...
Przed nami długi weekend ... jeszcze tylko jutrzejszy dzionek i można wyruszać na podbój świata ... na całe cztery dni :) Zatem miłej włóczęgi sobie i moim miłym gościom życzy ...