jjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjj

czwartek, 20 maja 2010

Zgaduj zgadula


W kwietniu minął rok jak prowadzę bloga. Tak niepostrzeżenie ... niezauważalnie ... cały rok przeleciał jak z bicza strzelił. Postanowiłam jakoś tę rocznicę uczcić. A co jest ku temu lepszą sposobnością jak zorganizowanie blogowej zabawy ... zgadywanki może? Tak jak to uczyniłam i w zeszłym roku, też wiosną. Pamiętacie gdzie wtedy byłam? Chciałabym, żeby taka coroczna zabawa stała się tradycją w Moim wygnanku. A więc ... oto one ... zdjęcia z miejsca, w którym spędziliśmy minioną sobotę. Tym razem fotek niewiele, za to dość charakterystyczne detale na nich widnieją. Kto tam był powinien wiedzieć :) A kto nie był, to po poszperaniu w internecie też powinien się domyślić ...





Na Wasze Kochani sugestie czekam do ... końca maja. To mój najukochańszy miesiąc w roku, więc taką właśnie zabawą postanowiłam go zaakcentować :)
Jest zabawa ... powinna być także nagroda. Tak jak i rok temu, spośród osób, które prawidłowo odgadną o jakie miejsce chodzi w dniu 1 czerwca - tak na dzień dziecka :) wylosuję jedną osobę, która otrzyma ... coś, co wydaje mi się, że idealnie wpisuje się w klimat miejsca,  które z rodzinką odwiedziłam. Już po powrocie do domu wpadłam na pomysł odświeżenia tekturowych podstawek pod szklanki. Cały stosik leżał sobie już od dawna w szufladzie. I oto nastał czas ich wyjścia z ukrycia ... Najpierw fotka, na której widać podstawkę "przed" i prawie "po" ... w trakcie jej postarzania ...


Niestety, na zdjęciach nie bardzo widać patynę w całości ... w realu jest o wiele bardziej widoczna. Z efektu, jaki uzyskałam jestem zadowolona - delikatna pajęczynka zielonkawego nalotu czasu :) pokryła kartoniki. To pierwsze trzy podkładki ... moje prototypy ... a, że fajnie wyszły, to na pewno będzie ciąg dalszy.




A więc, tak dla uściślenia, podkładki pod szklanki, które dzisiaj pokazałam będą nagrodą w mojej zgadywance. Kto ma ochotę, tego serdecznie zapraszam do zabawy :)



czwartek, 13 maja 2010

Moje myśli błądzą gdzieś w otchłani czasu, czyli pamiątek rodzinnych czar - cz.I


Tym wpisem przyłączam się do blogowej zabawy, która ma na celu pokazanie największych "skarbów" jakie przechowujemy w swoim domku. U mnie, tak samo jak i u wielu moich wirtualnych koleżanek, królują rodzinne pamiątki. Te, które dzisiaj pokażę pochodzą z zamierzchłych dla mnie czasów ... kiedy mnie na świecie jeszcze nie było. Właśnie ostatnio ... całkiem niedawno stałam się prze-szczę-śli-wą :) posiadaczką pokaźnego stosiku listów.  Dostałam je od swojego taty. Pięknie wykaligrafowane słowa widnieją na starych kartach pocztowych, na zwykłych kartkach wyrwanych z zeszytu w kratkę, a także na papierze maszynowym. Tak pisał do swoich rodziców i braci mój dziadek ... ojciec mojego taty. Nie dane było mi poznać tego Jegomościa ... zmarł jak mój tata był nastoletnim chłopakiem. Tak więc, jak się można łatwo domyśleć, słowa mojego dziadka spisane jego ręką są dla mnie bezcenną pamiątką. Pozwalają mi, chociaż w małym stopniu, poznać mojego przodka. Jedynie kilka zdjęć dziadka u nas się zachowało ... tych z bardziej i mniej odległych czasów. Zatem te listy są dla mnie prawdziwym "skarbem". Patrząc na zdjęcie i czytając kartkę po kartce wyobrażam sobie jaki był ten mój dziadek. Jego stosunek do rodziców ... do ojca, do którego pisze Kochany Ojcze ... do matki, do której się zwraca Kochana Mateczko ... całuję Twoje stópki ... pięknie :) Język w tych listach, tak inny od tego, którym posługujemy się obecnie ... trochę archaiczne  zwroty ... i przywiązanie do swoich Rodzicieli, jakie emanuje z każdej napisanej linijki tekstu - to wszystko sprawia, że za sprawą tych listów przenoszę się myślami w trudne lata 30-te, 40-te i 50-te XX wieku.





Nie było świąt i rodzinnych rocznic, na które nie byłaby przesłana kartka lub choćby króciutki liścik. To, co mnie mile zaskoczyło, to fakt, że niejednokrotnie listy pisane były dosłownie co kilka dni. Brak powszechnego dostępu do telefonu spowodował tak częstą korespndencję pomiędzy moim dziadkiem a jego rodzicami. Rzeczą nad którą ubolewam, to fakt, że nie ostały się żadne listy zwrotne ... od rodziców do dziadka. A odpisywali na każdy jego list ... Wielka szkoda, bo wtedy dane byłoby mi poznać także swoich pradziadków.
Jeden z tych moich "skarbów" wraz z kopertą, w której był wysłany postanowiłam oprawić w ramkę. W liście tym dziadek dzieli się z rodzicami swoim i swojej Władzi szczęściem ... urodził im się pierworodny ... Dodałam jeszcze zdjęcie, do którego pozuje moja babcia z właśnie najstarszym ich synem - moim tatą.





A oto i sam dziadek. Zawsze elegancki ... garnitur, koszula, krawat to jego nieodzowne atrybuty. Pamiętam jak babcia opowiadała, że o wygląd, o swój strój niezmiernie dbał ... na tyle na ile było to możliwe w tamtych przedwojennych, wojennych i wczesno powojennych czasach. To, co wybija się w dziadkowych  listach na plan pierwszy to oczywiście przywiązanie do rodziców, o którym wcześniej pisałam, ale także dbałość o własną rodzinę. Wielce zabiegał o to, żeby żyło im się jak najlepiej. Miał na względzie przede wszystkim dobro synów i o nich troszczył się w szczególności. Pisał rodzicom o pierwszych, niepewnych, samodzielnych  krokach swoich synów, o ich pierwszych wypowiedzianych słowach, o ich postępach w nauce. Wysyłał rysunki i samodzielnie skreślone parę słów przez szkrabów - tak między innymi ich nazywał :)



Na zdjęciu powyżej to mój tata ... w czasach młodości. A dwa zdjęcia niżej widać "kawałek" mnie :) ... także z czasów mojej młodości :) Czy można zauważyć podobieństwo tych trzech osób? Toż to ta sama krew ... coś w tych rysach wspólne być musi, nie ma siły ...




Na koniec tak sentymentalnego i intymnego wpisu pokażę swój mały zielony azyl ... taki skrawek ogrodu na moim balkonie.







I tymi właśnie kolorowymi, wiosennymi zdjęciami żegnam się dzisiaj. Do zobaczenia następnym razem.

P.S. Wyszywany w kolorowe wiosenne kwiaty obrusik, który widać w tle pierwszych zdjęć to także pamiątka ... po mojej babci ... bardzo lubiłam, gdy leżał u niej na stole, a teraz uwielbiam kłaść go na swoim :)

środa, 5 maja 2010

Paryskie klimaty


... ostatnio zawładnęły moim domem, bo sercem to już dawno. W białej rameczce znalazł swoje miejsce nieduży obrazek ... grafika z charakterystycznymi dla Paryża obiektami architektury. Jest więc i najbardziej znana wieża świata :) i Łuk Triumfalny (L'Arc de Triomphe) stojący na Placu Charles'a de Gaulle'a i swą sylwetką zamykający od zachodu Pola Elizejskie (Avenue des Champs-Elysees) oraz Bazylika Najświętszego Serca (Sacre-Coeur) zbudowana na szczycie wzgórza Montmartre. Och, jakże chciałabym tam wrócić ... tęskno mi niezmiernie do tej magicznej atmosfery, jaką rozsiewa wokół siebie Paryż ... wiosną musi być cudowny ...



Figurka wieży Eiffla przyjechała z nami z wyprawy do Francji kilka lat temu. Idealnie wkomponowała się w paryskie dekoracje. Póki co, tłem dla niej są pobielone przeze mnie ceramiczne doniczki oraz bogato zdobiona ramka. 
Ramkę kupiłam na targu za grosze ... za grosze, a więc jak się domyślacie nie ma ona nic wspólnego z drewnem, chociaż według mnie takiego nabrała wyglądu. Pomalowałam ją najpierw brązową bejcą, by później maznąć białą farbą. Ku mojemu szczęściu przetarty papierem ściernym plastik bardzo dobrze przyjął bejcę. Zastanawiałam się jak będzie, bo brązowej farby w domu nie miałam, ale wyszło tak jak planowałam. A więc bejca do plastiku też się nadaje :) Dopóki ramki nie weźmie się do ręki, to do złudzenia przypomina ciężką drewnianą. I o to chodzi.



Para ceramicznych doniczek trafiła mi się także za przysłowiową złotówkę ... no, całe 6 złotych za nie zapłaciłam :) Już w sklepie ogromnie spodobały mi się  wypukłe zdobienia, które po małym liftingu nabrały uroku. Wystarczyło je tylko przetrzeć białą farbą - zrobiłam to gąbką - i od razu nabrały paryskiego szyku. Dla mnie bomba :)





I jeszcze jedna rzecz w moim domku, która przeszła paryskie przeobrażenie. Lampa z papierowym kloszem .. taka niepraktyczna przy małym dziecku w końcu poddała się jego psotnym rączkom. Najpierw jedna dziura powstała ... taka na wielkość dziecięcej pięści, później druga mniejsza, aż w końcu papier pękł dookoła. Co tu poradzić? Lampę wyrzucić? Nową trzeba byłoby kupić ... Zdecydowałam się na razie załatać tę przez mojego syna pokiereszowaną. Wymyśliłam sobie wydrukowane na papierze śniadaniowym nagłówki XIX-wiecznych czasopism o modzie. Powycinałam, ponaklejałam i ... sprawdziło się. Lampa jak nowa. Powiem więcej ... nawet ładniejsza, a na pewno z charakterem i niepowtarzalna. Ciekawe tylko, czy na długo taka pozostanie ... Póki co, Kuba jakoś większym łukiem ją omija. Może przetrwa?



I nareszcie są :) Moje ulubione ... uwielbiane bzy. Czekam na ten moment cały rok ... tak jak dzieci na gwiazdkę :) Gdy zakwitają to znak, że urodziny moich najbliższych już tuż, tuż. I mój małżonek i córa obchodzą swoje święto w maju ... 8-go i 9-go dnia tego miesiąca. Sto lat im z tego miejsca życzę :)
Gdy wczoraj ujrzałam pierwsze gałązki z nierozwiniętymi jeszcze kwiatuszkami, nie mogłam się oprzeć ich urokowi. Musiałam urwać sobie chociaż jedną z nich ... no dobra dwie ... na trzech stanęło. Nie lubię niszczyć drzew i zawsze mam wielki dylemat, czy mogę ... Ale dla bzu robię wyjątek. Niestety muszę go w domu mieć. Zdjęcia marnej jakości dzisiaj wklejam, bo słońce nie zechciało zaszczycić nas swoją obecnością.  Już od kilku dni jest pochmurno, deszcz siąpi, chłód przenika w głąb ciała ...brrr, a tak bym chciała, żeby maj był ciepły i słoneczny. Zajrzałam sobie do postów, które pisałam rok temu o tej porze ... tak z ciekawości, szukając swojego 10-tego zdjęcia ... wtedy pogoda była zgoła przyjemniejsza. Prowadzenie bloga ma, między innymi, taką zaletę, że wracając myślami do minionych dni można je zobaczyć, prawie dotknąć, przypomnieć sobie, to co już uszło naszej pamięci. Fajnie tak :) U mnie całkiem niedawno minął roczek ... tak niepostrzeżenie ...