jjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjj

środa, 23 czerwca 2010

Urok patyny czasu


Ostatni wpis przed wakacjami, to okazja do pokazania tego, co w ostatnim czasie zmalowałam :) A kilka sztuk tego jest ... Po pierwsze świeczniki - wpadły w moje ręce podczas zakupów na ... targu. No bo niby gdzie indziej można trafić takie cudeńka za parę złotych? Oczywiście te para-starożytne kolumienki w charakterystycznym dla tego okresu porządku kompozytowym, który wyróżnia przede wszystkim ukształtowanie głowicy (czyli tego co na górze) - górna część uformowana jest z przekątnych wolut (czyli spiral, zwojów) poniżej, których występuje koszyk z liści akantu - ha, ha, w wikipedii poszperałam - nie wyglądały tak jak teraz. Były w majtkowo różowym kolorze z seledynowymi mazajami ... brrrr ... kto to w ogóle mógł wymyślić? Z premedytacją nie zrobiłam zdjęcia "przed", bo i bez uwiecznienia jak wyglądały ciarki przechodzą przez moje ciało na samo wspomnienie "bajecznych" kolorów na tak pięknej klasycznej formie. Moje oczka już widziały je w zupełnie innej kolorystyce. Po przeróbkach wyglądają, jakby były wykonane z ... hmmm, może z metalu jakiegoś, który pokryła biała patyna czasu?




Wizerunek Chrystusa, którego zdjęcie zamieszczam poniżej ujrzałam na jednym z nagrobków podczas nie tak dawnej wizyty na grobach moich bliskich. Cmentarz na Woli w Warszawie to jedno z moich ulubionych miejsc spacerów ... dziwne? Dla mnie wcale nie. Uwielbiam tę metafizyczną ciszę i spokój ... Te ciasne ścieżki równiutko wytyczone pomiędzy pomnikami ... Im bardziej zapuszczam się w starszą część nekropolii, tym bardziej jestem poruszona i przejęta. Lubię odkrywać nowe detale, wyglądać szczegółów znajdujących się na nagrobkach. I właśnie podczas ostatniego spaceru dostrzegłam Jego. Jak się okazało była to moja kolejna inspiracja do twórczych przeobrażeń - tym razem świeczniki stały się obiektem tych zmian. Nie miałabym nawet nic przeciwko temu, aby taki wizerunek Chrystusa znalazł się w moim domu. Wkomponowałby się idealnie ... i czuwał nad nami ...









W towarzystwie energetyzującego różu pelargonii także tym kolumienkom do twarzy. Póki co, to ich docelowe miejsce.



Zwykła plastikowa donica w kolorze terakoty, w której posadziłam pelargonie także dostała nowy wygląd ... i doniczki, które już pokazywałam - udało mi się dokupić do nich jeszcze jedną parkę z odrobinę innym wzorem - tak samo przemalowane (tym razem dałam o jedną warstę bieli mniej, stąd ich bardziej szary wygląd - efekt jak najbardziej zamierzony) tworzą ładny komplet.


Wszystko to ustawiłam na bielonej sosnowej komodzie. To pierwszy większy mebel, który odważyłam się po swojemu popaćkać. Jak na pierwszy raz źle nie wyszło, chociaż małe niedoróbki niestety widzę.



Mam jeszcze drugą taką komodę, tylko niższą - z dwoma szufladami. Robi za siedzisko w przedpokoju - też przejdzie przeobrażenie, ale to już chyba po wakacjach, bowiem: "... już za parę dni, za dni parę wezmę plecak swój i gitarę ..." Jadę ze swoją młodzieżą do rodziców ... w Rudawy Janowickie. Na blogu były już zimowe zdjęcia zrobione w tamtejszej scenerii, więc teraz czas na pokazanie kolorów lata.
Aha, te kamienie, które stanowią część aranżacji pochodzą właśnie z Rudaw. Przywiozłam je ze sobą latem zeszłego roku, gdy razem z rodzicami wędrowaliśmy od chałupy do chałupy w poszukiwaniu miejsca, które na nas czeka, aby je uratować od upadku, w poszukiwaniu domu, który pragnie, aby przywrócić mu dawny blask.


A więc żegnam się z Wami Kochani, mam nadzieję, że na krótko - wszystko zależy od tego, czy pogoda dopisze ... zachmurzenia dużego nie będzie w tych moich górkach, bowiem jedynie podczas ładnej pogody internet jakoś tam, raz lepiej, raz gorzej, ale chodzi :)

P.S. Na komodzie leży książka, którą już jakiś czas temu przeczytałam ... "Z pamiętnika niemłodej już mężatki" - Magdaleny Samozwaniec. Wnuczka Juliusza, córka Wojciecha Kossaka, młodsza siostra Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej z niepokornym i typowym dla siebie humorem oraz z wyjątkowym wdziękiem wspomina swoje życiowe perypetie. Pierwsza dama polskiej satyry pisze "... o Krakowie z I połowy ubiegłego stulecia, gdzie największą atrakcją były uroczyste pogrzeby, po Plantach spacerował Boy-Żeleński, zaś bale u Tarnowskich stanowiły o towarzyskim być albo nie być młodych panien. O pierwszych kinematografach, paryskiej modzie, obyczajowych skandalach. O urokach i mrokach małżeństwa. Nie brak tu też przesmacznych andegdotek rodzinnych: o Tatce - wybitnym malarzu Wojciechu Kossaku - i jego ukochanej klaczy; o siostrze Lilce, czyli Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej; o Mamidle, czyli o ... mamie. O kolejnych mężach, dziewczęcych psikusach, emancypacji i otym, co należy zrobić, gdy wypije się niechcący buteleczkę farby do włosów." - cytat pochodzi z tylnej okładki Wydania I z 2009 roku, Wydawnictwo W.A.B.  
Kto nie czytał, temu polecam jako lekturę na wakacyjny czas. Ale ostrzegam! ... połyka ją się w całości, praktycznie za jednym posiedzeniem. Wybierzcie sobie Kochane Koleżanki jakiś pochmurny, deszczowy dzień, kiedy nic do zrobienia raczej nie będziecie miały. Jak zaczniecie czytać, to czas od pierwszej strony do ostatniej karty tej książki skurczy się niemiłosiernie ... na nic innego już go nie wystarczy :)


czwartek, 10 czerwca 2010

Barokowy przepych


Tak mi głupio niezmiernie ... losowanie się odwlekło z przyczyn jak najbardziej zależnych ode mnie. Przepraszam Was miłe koleżanki, że nie dotrzymałam pierwotnego terminu, ale już spieszę z ogłoszeniem wyników. A więc bez zbędnych słów ... trzy osoby wiedziały, gdzie byłam z rodzinką w pewien majowy weekend  i właśnie te trzy osoby wzięły udział w losowaniu nagrody. 3, 2, 1 ... ta daaaam - jak to mówi mój mały rozrabiaka :)




I już wiadomo. Nagroda w postaci poduszeczki-zawieszki i podstawek pojedzie do Kachy. To jedna z tych duszyczek, która przy okazji zabawy postanowiła się ujawnić. Gratuluję wygranej i oczywiście mam nadzieję, że teraz częściej mnie Panna/Pani Kacha zaszczyci swoją obecnością. Serdecznie zapraszam do zostawiania śladu swojej bytności :)
Oczywiście wszystkim, którzy wzięli udział w mojej zgaduj-zgaduli serdecznie dziękuję :) Tym, którzy nie odgadli zagadki także bardzo dziękuję za miłe komentarze i zapraszam do częstszego zaglądania do Mojego wygnanka :)

A teraz kilka fotek z wypadu do Wilanowa. Wiecie, że pierwotna nazwa terenów, na których król Jan III Sobieski w roku 1677 postanowił wznieść swoją rezydencję nosiła nazwę Milanów? Wkrótce po tym jak budowa ruszyła z miejsca nazwę zmieniono na Villa Nova - ku czci antycznym tradycjom, które nota bene w samym pałacu oraz w otaczających go ogrodach dają o sobie niejednokrotnie znać. Niezwłocznie jednak nazwę spolszczono na Wilanów właśnie.
Pogoda nam tego dnia nie dopisała. Zimno było, jak zresztą, przez cały maj - z nielicznymi wyjątkami. Mżyło od czasu do czasu, ale nam to nie przeszkodziło. Głowy do góry i nogi w ruch :) Postanowiliśmy nie wchodzić ani do pałacowych wnętrz - nasz mały brzdąc na pewno nie wytrzymałby tego :), ani do ogrodów na tyłach pałacu, które już od przynajmniej dwóch lat poddawane są rewitalizacji. Pomimo tego i tak wiele ciekawych detali architektury barokowej oraz miłe parkowe zakątki udało nam się zobaczyć. Do zespołu pałacowo-parkowego w Wilanowie prowadzi niezwykłej urody brama. Nie uszło mojej uwagi jej zdobienie - scenki batalistyczne, kamienne ławki ustawione prostopadle do murów oraz smukłe kolumny - latarnie. Popatrzcie ...







Wejścia do posiadłości ... oraz porządku :) pilnują groźne lwy.



Elewację samego pałacu od strony dziedzińca zdobią liczne płaskorzeźby przedstawiające sceny batalistyczne oraz mitologiczne alegorie, które miały na celu wyniesienie ku chwale króla Jana III Sobieskiego i jego małżonki Marii Kazimiery. Nie mniej liczne są także figury antycznych bogów symbolizujące cnoty naszego króla i królowej. Przeróżne zdobne kolumny, popiersia - to wszystko miało na celu wychwalanie zasług pierwotnego właściciela. Faktem jest, że niezwykłej są urody, a co najważniejsze to właściwie bez większych strat przetrwały wojenną zawieruchę.








Na jednej z dwóch wierzyczek łączących budynek główny ze skrzydłami pałacowej budowli, które powstały już po śmierci króla widnieje zegar nieubłagalnie odmierzający czas ... czas historycznych chwil.


Nie jestem pewna, czy podobają mi się kolory elewacji całej budowli. Ta żółć w połączeniu z łososiowym różem ... no cóż, kwestia gustu. Kolory te mają jednak swoje uzasadnienie ... konserwatorzy przed wykonaniem restauracji fasady wykonali szereg szczegółowych i długotrwałych (mierzonych w latach) badań mających na celu poznanie pierwotnego wyglądu i kolorystyki pałacowej elewacji. Okazało się, że na zewnętrznych ścianach pałacu nadal istniało ponad 20% oryginalnych tynków i powłok malarskich. Tak więc właśnie takie barwy postanowiono odtworzyć na całości fasady, co udało się w około 90%. Nadal nieznane są szczegóły topografii kolorów związanych z niektórymi detalami architektonicznymi. Pałac, tak jak przed wiekami, tak i obecnie  wywołuje ogromne wrażenie na zwiedzających swoim barokowym przepychem i wielką różnorodnością zdobień. Nie brak ich także w budowlach towarzyszących całemu zespołowi. Nawet parkowa studnia nie jest taką zwyczajną.






Na parkowej polanie mają swoje mauzoleum Potoccy (Stanisław Kostka Potocki wraz z małżonką), która to rodzina była właścicielami Wilanowa od początku XIX wieku nieprzerwanie przez prawie 100 lat. To właśnie St. Kostce Potockiemu zawdzięczamy jedno z pierwszych w Polsce muzeów otwarte nie gdzie indziej jak w Wilanowie w 1805 roku. Mauzoleum to także nie jest ubogie w dekoracje i zdobienia przywołujące na myśl barokowy styl, a może trochę i bizantyjskie wpływy.




Kościół rzymskokatolicki pw. św. Anny zbudowany w 1772 roku przez ówczesnego właściciela Wilanowa księcia Augusta Adama Czartoryskiego także jest uosobieniem barokowego stylu. Jest jednym z kilku "wziętych" miejsc sakralnych, w których warszawianki chętnie widziałyby siebie przed ich ołtarzem w białej sukni z welonem i młodzieńcem u boku :)





I na koniec wędrówki po barokowych czasach nie mniej oryginalne i ozdobne ogrodzenie kościoła i znajdującej się w sąsiedztwie plebanii oraz sam budynek plebanii w stylu bardziej już klasycystycznym niż barokowym.





Myślę, że nagroda jaką przeznaczyłam dla wylosowanej osoby w zgadywance "Gdzie byliśmy?" warta jest takiego anturażu. Wyhaftowana korona na poduszeczce, kamienne amfory - donice na podkładkach uzupełniają tą królewską architekturę Wilanowa.


P.S.
Pannę/Panią Kachę proszę o przysłanie na mojego maila adresu na jaki mam wysłać przesyłeczkę :)

A na zakończenie tak upalnego dnia, którymi w przeciwieństwie do maja raczy nas czerwiec coś na orzeźwienie. Cytrynowa lemoniada z kapką akacjowego miodu ... w towarzystwie nieziemsko pachnącego jaśminu. Te delikatne białe płatki okalające słoneczne pręciki są pięknym dopełnieniem złotego napoju.





A tak przy okazji, wszystkich chętnych zapraszam do Mojej fotograficznej galerii, w której zamieściłam pierwsze zdjęcia wykonane moich nowym sprzętem :) Ciekawa jestem Waszych opinii ...