jjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjj

środa, 5 sierpnia 2009

To jedziemy dalej?

A więc przedstawiam Trutnov - miasto leżące w Czechach, nieopodal polsko-czeskiej granicy. Zrobiliśmy sobie taką wycieczkę, żeby dzieci zobaczyły jak się jedzie pociągiem :) bowiem do Trutnova kursuje w czasie wakacji weekendowy pociąg. Poza tym okresem połączenia kolejowego z tym miasteczkiem po prostu brak. Dla dzieciaków była to wielka frajda - dla małego, to nawet rozumiem - pierwszy raz widział pociąg i nim jechał, a córka? Jak była mała to owszem jeździliśmy z nią pociągami w najdalsze zakątki Polski, ale pewnie zdążyła o tym zapomnieć. A co pamięta? Ano, podczas naszego pobytu w Disneylandzie w Paryżu ... zaraz na samym początku naszej tam bytności ... wybrałam się z nią na kolejkę górską - co mnie podkusiło? do dzisiaj nie wiem, bo tego typu atrakcji zawsze unikałam ... najzwyczajniej bałam się ... mam lęk wysokości ... ekstremalne doświadczenia nie są dla mnie - no ale stało się i ... wsiadłyśmy ... ja z 10-latką wówczas ... mój M. został na "brzegu" ... i dobrze zrobił. Przejażdżka była ... niesamowita to za mało powiedziane, to było straaaaaszne, modliłam się tylko, żeby dojechać do końca, żeby nas nie wyrzuciło z siedzeń - a ślizgałaśmy się po nich niemiłosiernie ... wiem, siła odśrodkowa, ale wtedy nie przekonywało mnie to wcale. Jakoś ukończyłyśmy, bez zawału serca, tę wycieczkę. Efekt był taki, że Karola bała się wejść na jakąkolwiek atrakcję, których jest tam co niemiara. Nawet dwa dni później, gdy wybraliśmy się do Paryża kolejką podmiejską kurczowo się trzymała i miała strach w oczach. Ale za to wspominać mamy co, a mój M. nie wie co "stracił" :) ... No tak, znowu zboczyłam z tematu. Wracamy do Trutnova. Tym razem Karola była przejęta przejażdżką pociągiem, ale tak normalnie ... bez fajerwerków. W czasach, gdy podróżuje się, z reguły, własnymi samochodami, bo z dziećmi jest tak wygodniej, pociąg może być jakimś rodzajem atrakcji. Dojachaliśmy. Miasteczko ... urokliwe, czyściutkie, zadbane, kamieniczki wyremontowane. Jedyny minus? Fakt, że trafiliśmy tam w tzw. długi weekend. Poniedziałek Czesi mieli wolny - jakieś święto. Efekt? Większość sklepików, restauracji, lodziarni, itp. przybytków było pozamykanych :( Mieszkańcy postanowili wynieść się na całe trzy dni za miasto ... na zieloną trawkę. Pojedyncze osoby, które spotykaliśmy po drodze okazywały się być polskimi turystami - ale wielu ich nie było, a szkoda, bo miasteczko warte jest odwiedzenia.

Pokrótce opiszę, co widać na zdjęciach. Pociąg relacji Jelenia Góra - Trutnov ... to już wiecie :) Wychodząc z dworca przechodzi się przez kamienny most pod którym przepływa rzeka Upa.


Do rynku można dojść jedną z wielu malowniczych uliczek wyłożonych kocimi łbami lub ewentualnie granitową kostką. Staromiejskie kamieniczki są odrestaurowane, ładne, kolorowe, nieodrapane ... zadbane. Pierwsze wzmianki o Trutnovie datują się na XIII wiek. Zabudowa, która zachowała się do dzisiejszych czasów to wiek XVI i późniejsze, aż do początku XX stulecia.




Z miasteczkiem związana jest legenda, podobnie jak z naszym Krakowem. Dawno, dawno temu w okolice Pogórza Karkonoskiego zamieszkałego przez okrutnego smoka przybył dzielny rycerz Albrecht z Trautenbergu, który w odważnej walce pokonał bestię i założył gród - osiadł w nim na stałe. Od jego nazwiska wzięła się nazwa miejscowości. To tak w krótkim streszczeniu.



Knedlików, tak znanych ... a czy smacznych? ... nie udało nam się tym razem zjeść. W tych restauracjach, które przyjmowały zgłodniałych gości nie serwowano ich. A może my byliśmy zbyt późno ... wszędzie gdzie wchodziliśmy kiwano głową i kelnerzy mówili coś o "minutkach". No, ale w końcu obiad ... późny obiad zjedliśmy ... smaczny był ... czeskim piwem popiliśmy ...


Posted by Picasa

1 komentarz:

  1. O tak czeskie knedliki.... i czeskie piwo, rewelacja. Chociaż ja dopiero poczułam knedliki jak je sama zrobiłam w domu.
    Mnie najbardziej smakował ser (okropnie śmierdzący, że tak powiem) zapiekany w cieście ziemniaczanym.
    Bardzo fajna wycieczka, fajne zdjęcia...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz ślad swoich odwiedzin :)