jjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjj

czwartek, 15 września 2011

Jak się spełnić w pracy?

Co dzień to samo ... tak samo. I co dzień pojawiające się pytanie: "co ja tutaj robię". Powracające i nie dające spokoju. To właśnie moja codzienność.
Po, bezmała, czterech latach wróciłam do pracy. Dzień po dniu wstaję skoro świt - to akurat lubię :) ale żeby jechać do biura i spędzać tam bite osiem godzin na wykonywaniu pracy, która ... hmmm, skromnie mówiąc, nie porywa? Tego nie lubię. Od siódmej do piętnastej ... od poniedziałku do piątku ... Powinnam się przecież cieszyć, że mam pracę. Wokół słyszę: "pracować trzeba", "z czegoś trzeba żyć" ... mimo to szczęśliwa nie jestem. Minione cztery lata należały do moich najpiękniejszych. Wypuściłam na światło dzienne ukryte wcześniej głęboko pragnienia, marzenia i to, co zawsze w duszy mej grało a trzymane było na uwięzi. Te cztery lata pozwoliły mi na poznanie samej siebie - późno, ale cieszę się, że było mi to dane. Teraz tym bardziej ciężko jest przywyknąć do ciasnych biurowych standardów. Ślęczenie nad papierkami, które nie mają w sobie nic z ducha świata - to nie dla mnie. Czuję, że marnuję czas ... że coś mi umyka. Nie tego od życia oczekuję. Myślałam, główkowałam, kombinowałam przez te cztery lata, co mogę zrobić, aby stan w którym się znajdowałam mógł trwać dlużej. Nic mi z tych planów nie wyszło. Czemu? Może za mało determinacji we mnie było? Może nie potrafię postawić wszystkiego na jedną kartę? Zaryzykować? Marzę (a takich osób jak ja jest tysiące) aby praca zarobkowa dawała mi satysfakcję. Wiem ... są tacy, którym się udaje te dwie rzeczy połączyć, ale są także Ci, którzy poddali się czy to na początku drogi, czy też później - zrażeni niepowodzeniami. Czy ja też do nich należę? Tak bardzo pragnę spełnić swoje marzenia. Pracy się nie boję, ale marzę o robieniu tego, co kocham, co mnie bez reszty wciągnie. Ale co ja umiem robić? Na czym się znam? Dobre pytanie ... odpowiedzią są moje dwa blogi - to tutaj zapisałam swoje: co umiem, co lubię, co kocham, co mnie porywa i pcha do przodu.  W czym jeszcze tkwi problem? Nie wierzę w siebie ... że mogłoby mi się udać. Jestem na tyle świadoma swoich ułomności i przekornie, na tyle silna, że nadal chce mi się coś w życiu zmienić. Nie usiądę z założonymi rękoma ... będę walczyć, dążyć do celu i próbować osiagnąć sukces w którejś z dziedzin, która mnie porusza. Wiem, że takich kobiet - spełnionych w domu, mających swoich bliskich na wyciągnięcie ręki, kochających i kochanych, a mimo to - nie zawaham się tego napisać - nieszczęśliwych jest więcej niż się powszechnie wydaje. 
Co Wy, moi podczytywacze o tym sądzicie? Jakie są Wasze doświadczenia? Może ktoś z Was był w podobnej sytuacji? Może komuś z Was się udało? Może ktoś z Was wyniósł naukę z własnych prób osiągnięcia szczęścia zawodowego, która go wzmocniła, nie podciąła skrzydeł i pozwoliła się wzbić? A może są tacy, którzy tak jak i ja chcieliby spróbować, a nie mają odwagi? Może łatwiej jest zawalczyć w grupie ... z kimś jeszcze, kto wesprze, pomoże? Będę Wam wszystkim ogromnie wdzięczna za podzielenie się ze mną swoimi przemyśleniami. Z wielką niecierpliwością, jak nigdy dotąd, czekam na Wasze Kochani komentarze ...

20 komentarzy:

  1. No cóż.... są dwie szkoły falenicka i otwocka.... moim zdaniem jeśli nie lubisz tego co robisz obecnie, nudzi Cię to, to po prostu czas się rozejrzeć i zastanowić co możesz z tym zrobić. Czy stać Cię na to by zacząć robić COŚ na własny rachunek. Oczywiście są i minusy tego, bo w pracy jesteś całą dobę, a nie tylko osiem godzin. Nie będę Cię namawiać ani za ani przeciw. To trudna decyzja. To Ty musisz sobie uświadomić co masz, co możesz dać i co będziesz z tego mieć. I jak to pogodzić z życiem rodzinnym....
    Niewiele Ci pomogłam, trzymam jednak kciuki za nowe pomysły, bo to w ludziach lubię najbardziej :))

    Ściskam Cię

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj labarnerie, bardzo lubię Twojego bloga, a ten post jest chyba napisany moimi rękami. Mam tak samo jak Ty, chodzę do pracy, bo muszę, bo tak jak piszesz, jak mówią ludzie, trzeba z czegoś żyć, a to życie, przez ta prace umyka mi między placami. Niestety, żadna chwila utracona gdzieś na pracy nie wróci się i to jest dla mnie najsmutniejsze. Pracuję w szkole,z młodzieżą, na początku bardzo się cieszyłam z tej pracy, ale teraz czuję się wypalona, nie tego szukam... Gdzieś w środku, chcę ogromnie się z niej wyrwać, zacząć coś nowego, coś swojego i byś dla siebie szefem. Obecnie jestem w ciąży i mój mały szkrab sprawia, że bardzo chciałbym mu poświęcić jak najwięcej czasu po roku macierzyńskiego na który chcę przejść po porodzie. Nie chcę wracać do pracy. Zazdroszczę osobom, które spełniają swe marzenia, ja narazie nie mam odwagi, a bardzo chcę mieć swoje spełnienie marzeń, to co dawałoby mi radość, i moc pogodzenia pracy z domem, bo narazie praca to nie przyjemność, to obowiązek.Pozdrawia serdecznie, magia

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam Twojego posta z zapartym tchem! To jakbym pisala ja, choć jestem właśnie w "przededniu" takich wydarzeń. Mój drugi szkrab niedlugo skończy 1,5 roku, przez cztery - lata z mała przerwą na prace na 1/4 etatu - "siedziałam" w domu i to jest najpiękniejszy okres, ktory w pełni doceniam. Nqadchodzi czas powrotu do pracy i nie chcę:( Nie chcę być znów panią manager , nie chcę wiszącego nade mna szefa ze slowami 'jakie wyniki?", duszę się na samą myśl o 8 godzinach w biurze...o ile wogole pracę dostanę:( Chcialabym robić to, co kocham i tak jak Ty nie jestem w stanie teraz podnieśc rękawicy i podjąć ryzyka. Zła jestem za to na siebie strasznie, ale też strach przed decyzją mnie paraliżuje...może opinie i rady innych blogowiczek pomoga i mnie stanąć na własnych nogach?? Tobie i sobie pożyczę odwagi i determinacji w realizowaniu marzeń!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. uśmiechnęłam się jak przeczytałam to Twoje pisanie, to ja i moje dylematy sprzed... całkiem niedawna ;))
    Też siedziałam 4 lata na wychowawczym a potem poszłam do pracy, nawet mnie ciekawiła i byli fajni ludzie, firma się rozwijała, była motywacja, satysfakcja, nowe programy, komputery, świetna atmosfera pracy... a potem urodziła się moja trzecia córka którą z bólem serca oddałam ale za to wspaniałej niani :)) to był mój promyk nadziei w tej sytuacji i co... ?? okazało się, że wszystko sie zmieniło, praca przestała mnie bawić a wręcz zaczęłam mnie nudzić, nic się nie działo,zmienili się ludzie, szefowie ,budynek , weszło "coś" w tą pracę co mnie dobijało czyli rutyna i brak perspektyw, potem już tylko gorzej, brak motywacji, podwyżek, możliwości awansu, czyli kicha na całego.
    I tak szczęśliwie zmarnowałam w niej kolejne lata swojego życia w tej nieskończenie nudnej, pozbawionej perspektyw, niekreatywnej i beznadziejnej pracy bo to co mnie zniechęcało do zmiany czegoś w swoim życiu i robienia tego co lubię to był zwyczajny strach, przed nowym, brak wiary w siebie, że to co mogłabym i umiem to się nikomu nie spodoba, strach w sumie przed brakiem przewidywalności tego co się może zdarzyć codziennie w mojej nowej pracy, bo w nowym, trzeba być odpowiedzialnym, obowiązkowym stałym i kreatywnym etc...nawet jeśli to jest własna praca i ja sama jestem sobie w niej sterem i okrętem.
    cdn

    OdpowiedzUsuń
  5. potem.. założyłam swoja firmę, a potem była długa choroba, strata jednego małego Aniołka, i tutaj już mnie coś powoli tknęło do zmiany radykalnej, potem za kolejne 3 lata to samo i coś wreszcie we mnie pękło - 4 miesiące w domu to dużo czasu, żeby sobie uświadomić co dla mnie ważne w życiu i mój pierwszy dzień po zwolnieniu był tym pięknym dniem kiedy położyłam wypowiedzenie na stole swojej szefowej ;)) i zaczęłam żyć :)) Odważnie !
    To była wspólna decyzja moja i mojego męża, który nigdy nie lubił tego, że chodzę do pracy molocha, ale... oczywiście są tez konsekwencje, bywa że finansowo, nieraz nie jest różowo, na szczęście jestem osobą pozbawioną "marzeń z dupy wziętych" jak to ładnie ujęła Joasia z bloga Green Canoe", a moje oczekiwania są mocno wyciszone, co nie znaczy że nie marzę, ale w tych marzeniach jestem jednak rozsądna w miarę :)) to wolę to moje obecne skromniejsze życie, swoje nowe zmartwienia , od tego które kiedyś wiodłam, nie wiem ile mi tego życia Bóg podarował na tej ziemi, ale chcę go jednak poświęcić temu co kocham najmocniej - swojej rodzinie i pasjom.
    Będę Cię miała w myślach kochana :)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytałam Twojego posta i ... zastanawiam się czy to jeszcze Twoje czy już moje słowa;)Mam dokładnie takie same odczucia, ale co mnie paraliżuje to brak wiary w siebie, w swoje umiejętności. Mam nadzieję, że Tobie się uda.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mialam kiedys taki moment niemocy ale postawilam wszystko na jedna karte i z dnia na dzien nie stawilam sie w pracy. I to byla najwlasciwsza decyzja, bo teraz mam to szczescie, ze robie to co lubie.

    OdpowiedzUsuń
  8. A Tobie zycze powodzenia i trzymam kciuki!!

    OdpowiedzUsuń
  9. No po prostu z ust mi to wyjęłaś :-)))) Przecież to cała ja we własnej osobie :-) Właśnie wysłałam moją trzylatkę do przedszkola i czas poważnie zabrać się do roboty.Wiem, że jest to być może ostatni moment na decyzje o zmianie zawodu.Jeśli wrócę do tego co robiłam przed ciążą to będę tego żałować do końca życia bo była to praca, która nie dawała absolutnie żadnej satysfakcji. Tylko wiśta wio łatwo powiedzieć. Dookoła słyszę tylko "Dziewczyno teraz taki kryzys że wszystkie firmy upadają". No i jak tu być odważną? :-) Dziewczyny jeśli któraś z Was jest w podobnej sytuacji i mieszka w okolicach Łodzi to proponuję może jakieś wspólne spotkanie:-) Może zrobimy burzę mózgów, która do czegoś pozytywnego doprowadzi ? :-) To taka moja propozycja :-) Jeśli ktoś jest za to czekam na kontakt - nathaliee@poczta.fm

    OdpowiedzUsuń
  10. cokolwiek postanowisz, bedzie to dobra decyzja, bo Twoja:-)
    Ktos kiedys spiewal: nie boj sie zmiany na lepsze czy jakos tak...:-)
    sciskam
    Basia

    OdpowiedzUsuń
  11. Można marzyć, każdemu wolno. Zmienić swoje życie? za jaką cenę?
    Moje wypalenie zawodowe sprowokowało mnie do założenia firmy. Na szczęście nie zamknęłam drzwi za sobą, zaczynając wszystko od nowa. Kiedy firma zbankrutowała została mi praca na etacie. Miałam z czego żyć i płacić długi. Kiedy obcięto mi etat już nie jest tak różowo. Mam 46 lat i nic nie umiem, poza wyuczona pracą. Szukam innej pracy, ale kto zatrudni kobietę w tym wieku, bez języków, tyle, że z dobra znajomością komputera. Mogę sobie jęczeć o wypaleniu zawodowym, o tym, że nie lubię swojej pracy i nic z tego nie wynika. Na szczęście mam pasje pozazawodowe i to pozwala mi spokojnie żyć. Jeśli ktoś zamyka się na trasie praca dom, dom praca to szybko poczuje pustkę

    OdpowiedzUsuń
  12. Wyjęłaś mi to z ust...
    Jestem na urlopie zdrowotnym i mam potworny opór przed powrotem do pracy...Każdego dnia nabieram przekonania ,że marnuję czas,życie energię na pracę ,która przestała mi dawać satysfakcje (szkoła)Też myślę o radykalnej zmianie .Od pażdziernika podejmuje studia podyplomowe ,ale czynię to dla siebie ,nie dla innych...Czasami trzeba być egoistką ,żeby "dopieśić siebie".Pozdrawiam

    Bergamotka

    OdpowiedzUsuń
  13. Może jestem wyjątkiem, ale lubię swoją pracę. Moge powiedzieć, że daje mi satysfakcję i dużo zadowolenia. Chociaż jest też stresująca i czasem wypalająca. Nie robię tego, o czym kiedyś marzyłam, ale nie narzekam. Zawsze kiedy czułam, że już trzeba coś zmienić, korzystałam z pojawiających się możliwości. Jasne, że to stres, ale nigdy nie myślałam, że sobie nie poradzę, tylko szłam w nowe ucząc się od innych, na własnych błędach itd.
    Ponieważ moja podstawowa praca nie jest bardzo dobrze płatna, mam jeszcze kilka stałych prac dodatkowych, które też lubię. A znalazłam je właśnie przez podjęcie wyzwania i skorzystanie z jakiejś okazji, którą ktoś podrzucił, zapytał.
    Nigdy nie mogłam sobie pozwolić na komfort niepracowania, ale nie narzekam.
    Teraz mam dorosłą córkę, więc moje życie znowu troszkę się zmieni, ale jest Ok.
    Dlaczego tak mało osób ma właśnie tak?

    OdpowiedzUsuń
  14. Moja Droga-każda z nas opowie CI swoja historię a TY ja porównasz ,może wyciągniesz wnioski,może na coś Ci się przyda.Przeze mnie przemówi wiele goryczy w kwestii zawodowego spełnienia,więc może nie bierz tego tak głęboko do siebie.Mój wyuczony zawód i praca zawodowa to jedno-monotematyczny kanał,wysoko specjalistyczny.Wybór narzucony przez rodziców.I lata pracy nad sobą ,ciężkiej i mozolnej,aby funkcjonowac w zawodzie bez większego stresu i odpowiedzialnie.W poczuciu,ze trzeba gdzies zarabiac pieniądze na zycie,zwłaszcza jako samotna matka.Dziecko odchowane,samotna już nie jestem,pracuję bez wstrętu ale bez satysfakcji ...i nie mogę się z tej pracy utrzymac.Mam 48 lat,napisałam cv,uruchomiłam znajomości i ...szukam pracy za biurkiem,nudnej i przewidywalnej do bólu,która da mi stałe zarobki,niezależne od widzimisie kolejnego urzędnika funduszu zdrowia,który da albo nie kontrakt na leczenie ludzi...
    Jak widzisz-doświadczenia mamy różne a decyzja w tak ważkiej sprawie zalezy od wielu czynników.Nie namawiam CIĘ na nic ani do niczego nie zniechęcam.Blogowanie daje też chwilami bardzo złudną nadzieję,że nasze wytwory,różne rękodzieła,które spotykają się z entuzjazmem innych blogowiczek,znajdą nabywcę i pozwolą się z tego utrzymac.
    Robienie tego ,co się kocha i uczynienie z tego zawodu i pracy zarobkowej jest marzeniem wielu z nas.Jeśli Cie stac ,po prostu finansowo,co tu ukrywac,na taki krok -zrób go.Większośc z nas idzie jednak z tym wszystkim na mniejszy lub większy kompromis i rozmiar tego kompromisu stanowi problem.
    Ściskam CIĘ ciepło i mocno wierzę ,że przy tak mądrze stawianych przez CIEBIE pytaniach-wybór też będzie mądry.POZDRAWIAM.

    OdpowiedzUsuń
  15. ech my biedne kobiety pracujące na ośmiogodzinnym etacie, ze skrzydłami podciętymi tekstami typu "przecież trzeba jakoś zarabiać"... smutna ta mnogość nieszczęśliwości... szkoda że sama nie znam na nią lekarstwa :(

    OdpowiedzUsuń
  16. Sempeanko, a ja się z Tobą nie zgodzę.
    Tak, trzeba zarabiać, czasem pracując na więcej niż jednym etacie przez więcej niż osiem godzin.
    Ale to czy jest się "biedną kobietą" zależy od nastawienia, które mamy w środku.
    Można tak nie mieć. Ja nie mam. Chociaż życie mam pokomplikowane trochę bardziej niż zazwyczaj.
    Dobrego dnia!
    m.

    OdpowiedzUsuń
  17. Ja właśnie po trzech latach zarabiania pieniędzy na tym co lubię, podjęłam decyzję zawieszenia działalności. Okazało się, że to wcale nie jest łatwy kawałek chleba, zważywszy, że trzeba opłacać wysokie składki ZUS ( prawie 900 pln miesięcznie) Rękodzieło, które jest moją pasją, u nas w Polsce ma kiepską pozycję w porównaniu z wszechobecną "chińszczyzną" o zadziwiających niskich cenach. Jakoś mało u nas popularna jest idea uczciwego handlu. No więc kiedy się okazało, że aby ciągnąć ten "biznes" mój dzień pracy musi zamykać się w dwucyfrowej liczbie godzin... powiedziałam pas. Zbyt wiele zaczęłam tracić z zycia...
    TRudno jest radzić w takich kwestiach. Może powinnaś jednak spróbować jakichś zmian w życiu... żebyś się sama przekonała. Czasem trzeba zaryzykować... trzeba poszukiwać tego, co dla Ciebie będzie najlesze... bo najgorsze to tkwić w marazmie i tylko narzekać.
    Przesyłam Ci dobrą energię i życzę aby się wszystko dobrze ułożyło. Najlepiej dla Ciebie.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  18. Dziękuję Wam Kochane za opinie ... rady ... podpowiedzi. Wszystkie są dla mnie ogromnie ważne. Nadal się miotam - tym bardziej, że jedne problemy gonią następne ... mały nie chce chodzić do przedszkola - to nasz pierwszy rok i wielkie tragedie się z tym wiążą ... jest dziki płacz, budzenie się po nocach, bóle brzucha, wymioty - od poniedziałku jestem na urlopie i nie mam pojęcia jak to dalej się potoczy ... Pozdrawiam i trzymajcie proszę kciuki za mnie i małego przedszkolaka.

    OdpowiedzUsuń
  19. Labarnerie,
    Od dawana już śledzę Twoje blogi. Jesteś niezwykłą, kreatywną osobą. Myśl dalej co możesz zrobić ze wszystkimi swoimi talentami, ale masz ich naprawdę wiele. Nie boj sie innosci, nie sluchaj innych. Zresztą nie mnie tu udzielac lekcji. Niedawno zmarł Steve Jobs, pomyślałam wowczas o tym, co napisałaś i pozwolę sobie zacytowac "“Wasz czas jest ograniczony, więc nie marnujcie go, żyjąc cudzym życiem. Nie wpadajcie w pułapkę dogmatów, żyjąc poglądami innych ludzi. Nie pozwólcie, żeby hałas cudzych opinii zagłuszył wasz własny wewnętrzny głos. I najważniejsze – miejcie odwagę kierować się sercem i intuicją.”Jesli pozwala Ci na to angielski, to zajrzyj też na dwie strony, na ktorych została nagrana reklama Appla i przemowienie wygłoszone przez Jobsa do młodych ludzi studiujacych na Uniersytecie w Stanford. Podaję linki: http://www.youtube.com/watch?v=No1MxAnHuJM oraz
    http://www.youtube.com/watch?v=UF8uR6Z6KLc

    Mam nadzieję, że to Ci pomoże w odnalezieniu własnej drogi. Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  20. Witam,
    Przeczytałam wszystkie wpisy pod tym postem i chcę napisać coś od siebie... Jakiś czas temu byłam samotnie wychowującą dziecko matką... moja córka w wieku trzech miesięcy została pod opieką mojej siostry a ja jako bardzo młoda 19 letnia dziewczyna poszłam do pracy ... do sklepu słabo płacili dużo godzi, grafik nieprzewidywalny praca świątek piątek czy niedziela. Zrezygnowałam ... znalazłam kolejną pracę w magazynie ... było trochę lepiej ale nie wspaniale ... poszukałam kolejnej pracy ...klapa wracałam z niej do domu o 24 ostatnim pociągiem ... zrezygnowałam ... dostałam prace firmie zajmującej się robieniem mebli na zamówienie . Nigdy wcześniej niczego podobnego nie robiłam nie miałam o tym bladego pojęcia. Mój upór by się wszystkiego nauczyć był ogromny i odkryłam , że to mnie wciągnęło , że lubię projektować meble być w kontakcie z ludźmi... jednak szef mnie postanowił zwolnić firma upadła ... uparłam się, że chce pracować w tym zawodzie zatrudniłam się w kolejnej takiej firmie i tam dotarła do mnie myśl po miesiącu pracy ... Skoro oni mogą to robić i się im udaje czemu ja nie mogę skoro to lubię ... namówiłam chłopaka stolarza z tamtej firmy abyśmy założyli spółkę cywilną ja projekty on realizacja miałam dwa pomieszczenia na oku do wynajęcia ... zgodził się ... minęło już 5 lat jak założyliśmy firmę... jesteśmy małżeństwem ... i choć nie zawsze było kolorowo pod każdym względem również tym finansowym szliśmy do przodu... podjęliśmy decyzję o kontynuowaniu działalności po przeprowadzce na wieś do dużo gorszego regionu pod względem zbytu niż tamten ... w tej chwili po roku czasu Tutaj nie mamy tak wielu zamówień jak tam ale nie jest tak, że nie mamy ich wcale ... Mało tego rozwiązaliśmy firmę i przeszliśmy na KRUS gdyż mąż dostał w spadku ziemię ... Dalej prowadzimy działalność w zakresie Mebli na zamówienie choć mamy też inne obowiązki i pieniądze z uprawy ziemi marne bo marne ale są. na chleb starczy. Nie chcemy na tym poprzestawać mi się marzy agroturystyka, mąż chce hodować świnie... Pracy multum pieniędzy niewiele ale marzenia są i najważniejsze to do nich dążyć chociaż wiatr w oczy wieje ...
    Rozpisałam się strasznie ... Jestem otwarta na rozmowy zapraszam do kontaktu ... służę może nie wielkim ale zawsze doświadczeniem . Pozdrawiam Cieplutko.Zapomniałam napisać, że w lutym tego roku urodziła nam się córeczka :)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz ślad swoich odwiedzin :)