jjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjj

piątek, 22 kwietnia 2011

Czego Wam życzę?


aa

a

Niech Wam moi mili będzie wiosennie, słonecznie i świątecznie ...

niedziela, 10 kwietnia 2011

Zaczątek pokoju małego podróżnika

Powstaje ... pomału, ale powstaje :) Pokój, który na razie dzielimy razem z naszym małym chłopaczkiem zmienia swoje oblicze. Z sypialni rodziców powolutku przeobraża się w pokój małego globtrotera. Gdy jeszcze wyjedziemy z niego z małżeńskim łożem, wtedy prace przybiorą na sile. Póki co, zawisły nowe - uszyte przeze mnie, co ważne ;) - zasłonki (czyżbyśmy miały się polubić ... maszyna i ja?). Pamiętacie jak pokazywałam wyszywaną różę wiatrów? Powstały dwie sztuki. Wyszyte na pasach jasnego lnu naszyłam na beżowe kupony, na górze doszyłam szeleczki i voila ... cieszą oczy :) Chorągiewki z widoczkami w sepii już kiedyś pokazywałam, ale teraz znalazły swoje docelowe miejsce ... doszyłam tylko sznureczek - na widoku, a co :) Papierowe łódeczki produkujemy z malcem już od kilku dni ... hurtem. Będą dyndały gdzie się da :) To zaledwie zalążek nowego pokoju, jego wystroju ... wszelkie mamine dekoracje będą właśnie w stonowanych kolorach - beż, złamana biel, rozmydlone brązy - sepia górą. Zabawki malca są kolorowe i to wystarczy. Dzisiaj pierwsza odsłona - detale. W miarę postępu prac na bieżąco postaram się pokazywać to, co będzie się działo w tym pokoju.
Bon voyage ...

e

a

c

b

d


**************

A teraz czas na kilka wyjaśnień ... postanowiłam, że na pytania zadawane w komentarzach będę każdorazowo odpowiadać w każdym kolejnym poście. Wiem z własnego doświadczenia, że niezwykle rzadko wracam do pozostawionych przez siebie komantarzy ... kto by spamiętał, gdzie i co napisał ... a tak jest szansa, że autor pytania będzie miał możliwość przeczytać na nie odpowiedź.
Pod poprzednim wpisem - tabu patała o zieleninę na kuchennym blacie ... co robię, że tak rośnie? Ano nic ... rośnie do czasu - jakieś dwa tygodnie, aż nie oskubię jej zupełnie, później niestety jestem zmuszona ponownie kupować świeże zioła w doniczkach. Mam jednak nadzieję, że zasiane przeze mnie w zeszłym tygodniu ziółka w końcu wykiełkują i rozrosną się tak, że odpadnie mi kupowanie coraz to nowych. Zamierzam je hodować na słonecznym balkonowym oknie - świeże wiosenne powietrze powinno pobudzić je do burzliwego wzrostu, ale na razie jest jeszcze zbyt zimno, aby je wystawić na balkon ... zresztą najpierw muszą wykiełkować ;) a później będą się stopniowo hartować. Może się uda? :)
Dziekuję Wam za Wasze zapachy ... miło było poczytać czym pachniał Wasz dzień ... dziękuję za tych kilka słów pod każdym moim postem i serdecznie zapraszam ponownie w moje skromne progi :)

wtorek, 5 kwietnia 2011

Kto nie lubi pierogów?

Pojęcia nia mam. Nie znam nikogo takiego. Sama jestem smakoszem kluch rozmaitych i mogłabym zajadać się nimi bez przerwy. Moi domownicy także ... każdy ma swoje ulubione. Pierogi zajmują w naszym codziennym jadłospisie wyróżnione miejsce. Warunek - muszą być zrobione własnoręcznie ... żadnych gotowców - nie ufam im ;) Zacznijmy od najmłodszego członka rodziny - tradycyjne ruskie, z przewagą sera nad ziemniakami, z uprażoną cebulką - te są jego ulubionymi. Teraz kolej na jego siostrę - ona preferuje pierogi na słodko, z białym serem, polane śmietanką lub musem ze świeżych sezonowych owoców - truskawki są jej ulubionym dodatkiem. Szanowny małżonek - znowu żadnych rewelacji - z mięsem lub kiszoną kapustą i suszonymi grzybami stanowią jego priorytety - jeśli chodzi o pierogi oczywiście ;). A ja? No, cóż ... ja uwielbiam kombinacje i eksperymenty. Dzisiaj postanowiłam połączyć naszą rodzimą tradycję z odrobiną południowych smaków. Zaopatrzona ostatnio w świeże zioła, które bujnie rosną na kuchennym blacie dorzucam je niemal do wszystkiego. Wiadomo, na przednówku nasza dieta jest uboga w witaminy i trzeba ich dostarczać jak tylko się da i kiedy się da. Więc siekam i sypię do zup i sałatek ... całe listki wkładam do kanapek. Pomyślałam ... pierogi ... czemu nie? Miały być z mięsem więc nic prostszego. Do części ugotowanego i zmielonego mięsa dodałam posiekaną natkę pietruszki - sporo ... i już. Oj, jak zyskują na smaku, a ciągle są tymi tradycyjnymi i rodzina będzie na pewno usatysfakcjonowana. Pozostałe zrobiłam w bardziej południowym stylu. Mięsko połączyłam z posiekanymi, a wcześniej podpieczonymi w piekarniku pomidorkami (myślę, że suszone pomidory jeszcze lepiej by się sprawdziły) i bazylią - świeżą oczywiście, bo suszona ma zupełnie inny smak ... i zapach - tylko świeża pachnie słońcem z południa Francji lub z Włoch ...  I wiecie co? One wyszły wyśmienite :) To będą moje ulubione domowe pierogi ... smakują wakacjami sprzed lat - co prawda nie na południu, lecz na północno-zachodnim wybrzeżu Francji, ale lato było tak upalne, a turystów nie aż taki ogrom jak na południu kraju, że wspominam je ... czule, z łezką w oku ... chciałabym się tam przenieść już, teraz ... natychmiast ...

b

aa

Jeśli już o zapachach mowa, to ... muszę się czymś z Wami podzielić. Znacie twórczość niejakiego Rosenbauma ... Dawida Rosenbauma? Pięknie pisze o tym, jak pachną jego wspomnienia, jaki kolor mają ukryte w zakamarkach jego duszy minione dni ... i to wcale nie muszą być bardzo zamierzchłe czasy .. toż to młody człowiek, jak ja albo Ty :) Swoje ulubione (pomijając te wnętrzarskie of course) czasopismo "Bluszcz" zawsze zaczynam czytać od opowiadań Dawida R. ;) Ta lektura daje mi zawsze kopa do działania, sprawia, że świat wydaje się ciekawszy, bardziej kolorowy, z milionem woni w eterze. Właśnie wyszła jego pierwsza książka ... "Zapachy miast". Tytuł mówi sam za siebie. Muszę ją mieć na stoliku przy łóżku i czytać stronę po stronie co wieczór przed zaśnięciem ... mocno aromatyczne sny gwarantowane :) A tak na marginesie ... wolałam "Bluszcza" pod redakcją Joanny Laprus-Mikulskiej niż Pana Bryndala. Wraz z początkiem jego rządów w redakcji, miesięcznik stracił - jak dla mnie - swój przedwojenny czar, który poprzedniej naczelnej tak trafnie udało się wskrzesić i z wyczuciem przenieść w nasze obecne czasy. Szata graficzna ... to niestety już nie To. Piękne okładki poszły w zapomnienie ... tylko czekam i zarazem boję się kiedy przedruki ze starego Bluszcza zostaną bezpowrotnie wyrzucone z kart czasopisma. Obym się myliła ... To pismo powstało na bazie tego sprzed lat ... sprzed przełomu wieków XIX i XX i rada byłabym, aby wypracowane wtedy i wskrzeszone przed trzema laty pismo zachowało swój niepowtarzalny charakter. No, cóż ... wpływu na to nie mam żadnego ... artykuły, felietony, opowiadania ... niby nadal wciągają, ale brakuje tej przysłowiowej kropki nad i ... szkoda, wielka szkoda ...

d

ee

A jaki zapach mają Wasze dni ... choćby dzisiejszy? Mój pachniał poranną kawą inką z mlekiem, prawdziwym kakao dla małego chłopca, twarożkiem ze szczypiorkiem, zieloną herbatą Elizabeth Arden, listem - prawdziwym listem :) przyniesionym przez listonosza, bazylią i pieczonymi pomidorami, masłem aromatyzowanym czosnkiem, pomarańczowymi tulipanami, które tak pięknie rozwinęły się w wazonie, ciągle spieszącą się gdzieś nastolatką z rozwianymi włosami zupełnie nie mającą poczucia czasu, zadrukowanymi stronicami "Bluszcza" ... szkoda, że nie mam żadnego numeru sprzed lat ... czym jeszcze pachniał? ... prawdziwie wiosennym wiatrem i słońcem we włosach chłopca i ... mężem wracającym z pracy :) A to jeszcze nie koniec dnia ... :)