Stał sobie bidulek, taki jakiś zabiedzony, może po chorobie, bo listki miał drobniutkie, ze śladami czegoś tam ... Za całe 4 zł wzięłam go do domu, posadziłam w obszernej donicy i troskliwie doglądałam. I odwzajemnił się :) A jak pięknie pachnie.
Pierwsze kwiaty mają też posiane przeze mnie osobiście w kwietniu aksamitki - w zależności od regionu Polski różnie są nazywane: byczki, śmierdziuszki - ale ja lubię ich aksamitne płatki, długo kwitną i są w przeróżnych odcieniach żółci, pomarańczu ... aż do koloru rdzawego. Moje są cytrynowo żółte. Rosną w donicy ustawionej pod jaśminowcem. Pięknie się komponują z jego żółtymi pręcikami okalanymi białymi płatkami.
Dziasiaj rano miałam wśród moich roślin małego gościa. Świt go chyba zastał na moim balkonie i przysnął ...
Moja ciekawość nie pozwoli mi go zostawić bez imienia. Poszperam w necie - może coś znajdę. A może, ktoś z odwiedzających mnie gości wie, cóż to za nocny motyl zasnął na mojej tujce?

Są tam cudne rzeczy. Skrzyneczki, doniczki, pojemniczki na kwiaty. Haftowane serwetki, obrusy, fartuszki, ściereczki ... Metalowe obrączki na serwetki. Gipsowe aniołki różnej wielkości. Malowane obrazki, ryciny. No, jednym słowem wszystko czego taka natchniona dusza jak moja zapragnie. Ceny? No, cóż - różne. Ale udało mi się wygapić takie oto rameczki:
Włożyłam w nie zdjęcia moich dzieci i miały stanąć w sypialni na toaletce. Chociaż podobały mi się bardzo, koniec końców pojechały jako prezent na babcine imieniny - patrząc z punktu widzenia dzieci :) Wraz z hortensją, którą widać w tle były miłym podarkiem.
Miejsce jest bardzo malownicze i to o każdej porze roku. Zjeżdżają tu nie tylko wielbiciele dawnych fortec, ale także malarze, których - jak tylko robi się ciepło - nie może w tym miejscu zabraknąć.
Rozstawiają swoje sztalugi i praca wre. Na oczach zwiedzających powstają pejzaże podzamkowych łąk, pól, a nade wszystko sadów. 
Przenoszą na swoje płótna strzeliste wieże zamkowe: 2 baszty - w jednej z nich mieściła się prochownia i zbrojownia
a w przyziemiu drugiej więzienie 


oraz czterokątną wieżę bramną, w której swoje lokum miał burgrabia opiekujący się zamkiem pod nieobecność właściciela 

a prowadził do niej drewniany most zwodzony, który został w XVI wieku spalony w jednym z pożarów, w jego miejsce wybudowano murowany z pięknymi łukami
- tak było za czasów Królowej Bony, która po roku 1520 rozbudowała zamek - kazała podnieść o dwie kondygnacje wszystkie wieże, przy murze północnym wzniosła budynek mieszkalny, odnowiła znajdujący się na dziedzińcu zamkowym kościół św. Piotra, który notabene został pobudowany - tak jak sam zamek - w XIV w. na miejscu drewnianej XII-wiecznej świątyni. Właśnie za czasów Królowej Bony Czersk przeżywał swoją świetność. U podnóża zamku zakładano sady oraz ... winnice. 
Tak to się działo w państwie książąt mazowieckich. Gdy spacerowaliśmy po zamkowym dziedzińcu, po murach mających szerokość 1,5 metra, gdy wspinaliśmy się po schodach wiodących na szczyt wież, aż po same ich strzelnice dotykałam cegieł, które tyle widziały, tyle słyszały. 

Gdybyż to mury umiały mówić - opowiedziałyby wiele historii. Od XIV wieku do czasów dzisiejszych to jest osiem stuleci ... szmat czasu ... aż niewiarygodne. A mury przetrwały i trwają nadal i ... pamiętają.
A więc Ushii, Twoja zakładeczka przeszła właśnie ostatni lifting i mogła wziąć udział w sesji zdjęciowej :)
Ciekawa jestem, czy Ci się spodoba - mam taką cichą nadzieję. Nieskromnie powiem, że efekt wykonanej pracy przeszedł moje najśmielsze oczekiwania.
No ale to właśnie do Ciebie będzie należało ostatnie słowo - bo to Ty zostałaś przez los wybrana i Tobie służyć będzie ten skromny podarek :) "Na zdrowie".


Ależ ten kolorek pelargonii i goździków dodaje mi otuchy (dodam, że moje zmysły tylko w przyrodzie taki ostry róż dopuszczają i nie bronią się przed nim wcale).
Ciemny chlebek z masełkiem i sardynkami - taaaak ... to jest to (przynajmniej na tę chwilę) :) Albo jeszcze lepiej - zobaczcie co proponuje Agnieszka w swojej
Myślałam, że pierwszym zamieszczonym zdjęciem troszkę zbiję z tropu domyślających się, gdzież to mogłam być (sprawia wrażenie - przynajmniej mnie się z tym kojarzy - jakby było robione na jakiejś wycieczce zza szyby autokaru :), a to po prostu zdjęcie zdjęcia z wystawionych w ogrodzie prac:



Gotową oczywiście pokażę na blogu. 
A zwierzęta - widać, że mają wyśmienite warunki, powiększone i zadbane wybiegi. Przy każdym zwierzątku tabliczka z wymienionymi sponsorami - opiekunami. I bardzo dobrze, bo zwierzęta tylko na tym korzystają. Naprawdę byłam mile zaskoczona porównując wygląd ogrodu sprzed paru lat z tym zastanym dzisiaj. A i zwierząt więcej i widać, że mają się dobrze. Te, które tutaj przedstawiam to tylko mała ich część. Nie sposób zrobić zdjęcia każdemu zwierzaczkowi, podczas gdy 1,5 roczne dziecko, co chwilę wybucha nieskrywaną radością i z zachwytem wyciąga rączki do każdego z nich, nie bacząc czy to jest ... 


- osiołek
- a może pantera :)
Jedynie słonie 
nasz synek podziwiał z daleka - gdy zaczęły iść w naszą stronę za plecami naszego małego brzdąca stanęła wielka kosmata panika* :) 
a ten nie chciał się sfotografować i ciągle uciekał mi z kadru:


Nie sposób zamieścić wszystkich zdjęć, które udało mi się zrobić. Dodawałabym je do posta chyba do wieczora :) Ale jeszcze kilka pokażę:


i jego żona

- żyrafy

- kangury


- a to ... zapomniałam :), ale miały śliczne oczy i mordki
A teraz coś z wodnego i podwodnego świata:


- piranie jak to piranie - bez przyjaciół sobie pływały
Nie mogłam, oczywiście, nie pstryknąć choć kilku fotek roślinkom (no dobrze ... dodam tylko jedno): 
Chyba wystarczy tego zwierzyńca, bo młoda właśnie wróciła z koni i rodzina dopomina się o obiad - miały być pierogi z mięskiem, farsz gotowy od wczoraj, tylko lepić i gotowe - tak im się tylko wydaje :)
P.S. Zakładka do książki, która ma być nagrodą w zagadce z mojego poprzedniego posta już