piątek, 31 lipca 2009
I ja też upiekłam ...
niedziela, 26 lipca 2009
Warszawska starówka ... inaczej :)
Pokażę jeszcze fotki roślin schowanych na uroczych podwórkach. Nadal jest czas kwitnięcia, tak przeze mnie ulubionych hortensji.
piątek, 24 lipca 2009
Czy warto?
- A tej wagi to nie sprzedałby pan?
- A ile chciałby pan za nią?
- ?
- Pan powie swoją cenę.
- ...



Kolejny cud natury :)











czwartek, 23 lipca 2009
Głazy Krasnoludków

wtorek, 21 lipca 2009
Czerwone porzeczki, czerwone niczym wino ...
poniedziałek, 20 lipca 2009
Przereklamowany?

Niesamowite były żółwie, które wciąż się wspinały na wilgotne kamienie, aby z samej góry - lub z połowy drogi, różnie to bywało - spaść na sam dół, a następnie, po chwili zastanowienia, znowu zacząć się wspinać. I tak bez końca :) Mają te stworzonka hart ducha oraz pęd ku ekstremalnym sportom :)
Później dotarliśmy do Zamku Książ. Z zewnątrz robi wrażenie. Fakt. Wszystkie zamkowe zabudowania wykorzystane są na maksa. Hotel, restauracyjki, sklepiki z pamiątkami ... nawet zamkowa stajnia - notabene mają tam w licznym stadzie ogierów piękne sztuki. Śliczne są przyzamkowe ogrody, rośliny porastające mury, wszystko zadbane i z wdziękiem wyeksponowane.
Weszliśmy więc do środka, bilety drogie, ale taaaaki zamek? - warto pooglądać. A wewnątrz ... w większości puste sale, w których poustawiane były jakieś współczesne byle jakie stoły, krzesła, pozostałości po odbywających się tam imprezach, sympozjach i takich tam innych uroczystościach. Jedynie na I-ym piętrze kilka sal z eksponatami - ale też nie autentycznymi, z epoki. Jak na taką budowlę ... piękną budowlę ... wnętrza mizerne. Jak już doszliśmy do tych umeblowanych sal mających na celu pokazanie światu jak żyli dawni właściciele zamku dotarł do nas zapach gotującego się obiadu dla hotelowych gości. No nie, mnie to nie pasuje. Wiem, że o pieniądze trudno, trzeba jakoś utrzymać taką nieruchomość, ale nie za wszelką cenę. Problem tkwi w tym, że Zamek Książ nie jest obiektem muzealnym, zabytkiem owszem, ale z budżetu państwa nie dostaje chyba nawet złotówki. Niechby był sobie hotel, restauracja gdzieś w osobnym budynku. Niechby odbywały się wesela i rauty. Ale więcej pokazania historii i szacunku dla przeszłych pokoleń, a mniej komercji. A więc Zamek Książ jest przereklamowany - takie jest moje zdanie.
niedziela, 19 lipca 2009
Uzdrowisko
sobota, 18 lipca 2009
Szlakiem miasteczek Sudetów Środkowych
Poniżej widać domki tkaczy z 1707 roku. Były one specjalnie projektowane i przystosowane do pracy tkaczy. Drewniana konstrukcja amortyzowała wstrząsy powodowane pracą krosien, a posadowienie ich nieco poniżej poziomu ulicy ułatwiało załadunek na wozy bali płótna z magazynu umieszczonego na podaszu. Domków było 12 i dlatego nazywano je 12 Apostołami. Obecnie zostało ich 11, bowiem 12 domek - stojący oddzielnie - spłonął w pożarze. W dwóch domkach znajduje się mini muzeum, a w pozostałych nadal mieszkają ludzie.
Każdego roku w sierpniu odbywają się we wsi uroczystości poświęcone burzliwej historii Chełmska. Mają miejsce przeróżne inscenizacje ukazujące m.in. XVIII-wieczny bunt mieszczan przeciw rosnącym cenom przędzy, który rozszerzył się na kilka sąsiednich miejscowości i dopiero interwencja państwa i urzędowe obniżenie cen zażegnało niebezpieczną sytuację. Organizowane są kolorowe parady pokazujące pracę tkaczy oraz ich codzienne życie. Tutejsza ludność bierze czynny udział we wszystkich projektach jakie powstają w lokalnym domu kultury. A to wszystko pod przewodnictwem wspaniałej gawędziarki, która oprowadziła nas po znajdującej się w jednym z domków ekspozycji obrazującej rozwój miejscowości i jego tkackie tradycje. Cudnie opowiadała o wydarzeniach sprzed wieków. Nie mniej ciekawie opowiadała o czasach szkolnych, licealnych - okazało się bowiem, że wielu jej kolegów i koleżanek z młodzieńczych lat to także koledzy mojej mamy, która, co prawda nie w Chełmsku, ale w Kamiennej Górze chodziła do liceum.
- A skąd jesteście?
- Spod Warszawy.
- Daleko.
- Ale mama kończyła liceum w Kamiennej Górze, ciągnie ją w te strony.
- A z którego rocznika jest mama?
- ....
I tak to się zaczęło - wspominanie szkolnych lat, wymienianie wiadomości, co która pani wie o "tym" i o "tamtej". A wspomnieć należy, że klasa mojej mamy spotkała się w zeszłym roku pierwszy raz po 40 latach. W tym roku też zorganizowali sobie zjazd absolwentów. Miłe to wszystko. Żegnając się z "gawędziarką" miałam łzy w oczach. W sąsiednim domku jest mały sklepik z pamiątkami, ale jakimi - jest chyba wszystko, co może wyjść spod tkackich krosien. Niestety będąc pod wrażeniem wcześniejszych opowieści, nadal zasłuchana, wyobrażająca sobie dawne lata i zajadająca bombę tkaczy - pyszne ciasto w formie domku tkaczy pieczone przez żonę "sklepikarza" - który notabene też pięknie opowiadał o Chełmsku i recytował wiekowe, przekazywane z dziada pradziada rymowanki o pracy tkaczy nie zrobiłam tam ani jednego zdjęcia. Aura tego miejsca i ludzi pochłonęła mnie bez reszty...
Następne miasteczko - to nadal ma prawa miejskie - jakie zwiedziliśmy to Mieroszów. Cóż, miasteczko jakich wiele w tamtych okolicach. Obowiązkowy ryneczek z kolorowymi kamienicami, z fontanną pośrodku placu, z ratuszem z zegarem ... Przyjemne, ciche, z płynącym według swoich praw czasem, z mieszkańcami przesiadującymi na ławeczkach i plotkującymi o "najistotniejszych" sprawach, troszkę senne ...

Obiecany ciąg dalszy - Krzeszów
oraz kilka z wnętrza tej robiącej wielkie wrażenie na zwiedzających świątynii:
A to już wnętrze kościoła św. Józefa - nie mniej urodziwe niż to w bazylice: