Poniżej widać domki tkaczy z 1707 roku. Były one specjalnie projektowane i przystosowane do pracy tkaczy. Drewniana konstrukcja amortyzowała wstrząsy powodowane pracą krosien, a posadowienie ich nieco poniżej poziomu ulicy ułatwiało załadunek na wozy bali płótna z magazynu umieszczonego na podaszu. Domków było 12 i dlatego nazywano je 12 Apostołami. Obecnie zostało ich 11, bowiem 12 domek - stojący oddzielnie - spłonął w pożarze. W dwóch domkach znajduje się mini muzeum, a w pozostałych nadal mieszkają ludzie.
Każdego roku w sierpniu odbywają się we wsi uroczystości poświęcone burzliwej historii Chełmska. Mają miejsce przeróżne inscenizacje ukazujące m.in. XVIII-wieczny bunt mieszczan przeciw rosnącym cenom przędzy, który rozszerzył się na kilka sąsiednich miejscowości i dopiero interwencja państwa i urzędowe obniżenie cen zażegnało niebezpieczną sytuację. Organizowane są kolorowe parady pokazujące pracę tkaczy oraz ich codzienne życie. Tutejsza ludność bierze czynny udział we wszystkich projektach jakie powstają w lokalnym domu kultury. A to wszystko pod przewodnictwem wspaniałej gawędziarki, która oprowadziła nas po znajdującej się w jednym z domków ekspozycji obrazującej rozwój miejscowości i jego tkackie tradycje. Cudnie opowiadała o wydarzeniach sprzed wieków. Nie mniej ciekawie opowiadała o czasach szkolnych, licealnych - okazało się bowiem, że wielu jej kolegów i koleżanek z młodzieńczych lat to także koledzy mojej mamy, która, co prawda nie w Chełmsku, ale w Kamiennej Górze chodziła do liceum.
- A skąd jesteście?
- Spod Warszawy.
- Daleko.
- Ale mama kończyła liceum w Kamiennej Górze, ciągnie ją w te strony.
- A z którego rocznika jest mama?
- ....
I tak to się zaczęło - wspominanie szkolnych lat, wymienianie wiadomości, co która pani wie o "tym" i o "tamtej". A wspomnieć należy, że klasa mojej mamy spotkała się w zeszłym roku pierwszy raz po 40 latach. W tym roku też zorganizowali sobie zjazd absolwentów. Miłe to wszystko. Żegnając się z "gawędziarką" miałam łzy w oczach. W sąsiednim domku jest mały sklepik z pamiątkami, ale jakimi - jest chyba wszystko, co może wyjść spod tkackich krosien. Niestety będąc pod wrażeniem wcześniejszych opowieści, nadal zasłuchana, wyobrażająca sobie dawne lata i zajadająca bombę tkaczy - pyszne ciasto w formie domku tkaczy pieczone przez żonę "sklepikarza" - który notabene też pięknie opowiadał o Chełmsku i recytował wiekowe, przekazywane z dziada pradziada rymowanki o pracy tkaczy nie zrobiłam tam ani jednego zdjęcia. Aura tego miejsca i ludzi pochłonęła mnie bez reszty...
Następne miasteczko - to nadal ma prawa miejskie - jakie zwiedziliśmy to Mieroszów. Cóż, miasteczko jakich wiele w tamtych okolicach. Obowiązkowy ryneczek z kolorowymi kamienicami, z fontanną pośrodku placu, z ratuszem z zegarem ... Przyjemne, ciche, z płynącym według swoich praw czasem, z mieszkańcami przesiadującymi na ławeczkach i plotkującymi o "najistotniejszych" sprawach, troszkę senne ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz ślad swoich odwiedzin :)