jjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjj

niedziela, 26 lipca 2009

Warszawska starówka ... inaczej :)

Kto nie zna Starego Miasta w Warszawie? Chyba wszyscy znają. Jeśli nie byli osobiście, to widzieli albo filmy, których akcja rozgrywa się na warszawskiej starówce, albo oglądali zdjęcia z serii Warszawa dawniej i dziś, albo znajomi byli i pokazywali zdjęcia ... możliwości jest wiele. Wycieczki, które docierają do stolicy, a także indywidualni turyści chodzą - z reguły - utartym szlakiem. A więc idą Nowym Światem do Placu Zamkowego, robią obowiązkowe zdjęcie przy Kolumnie Zygmunta, zwiedzają wnętrza Zamku Królewskiego - albo i nie, ulicą Świętojańską przechodzą na Rynek Starego Miasta i dalej ulicą Nowomiejską prosto do Barbakanu i ewentualnie ulicą Freta docierają do Rynku Nowego Miasta. W weekendy trasa ta jest niemiłosiernie zatłoczona. Lubię spacery wśród starych kamieniczek, ale są one o wiele przyjemniejsze w dni powszednie, kiedy turystów jest o wiele mniej. Zbaczam wtedy oczywiście z utartej trasy i zagłębiam się w mniej znane uliczki i staromiejskie zakamarki. Zaglądam na urocze podwórka. Obserwuję życie mieszkańców. W zależności o jakiej porze je odwiedzam widzę jak starsza kobieta i jakiś wyrośnięty nastolatek "biegną" do sklepiku na rogu po świeże bułeczki na śniadanie. Jak młode małżeństwo spieszy się na autobus do pracy. Innym razem młoda mama wiesza pranie na podwórku, a jej dziecko - jeszcze ledwo człapiące bawi się u jej stóp kolorowymi przypinkami do bielizny. Jakiś zawiany jegomość próbuje wrócić do domu i po dłuższej chwili znika za zakrętem uroczej, wybrukowanej kocimi łbami uliczki. Samo życie ... tętni swoim rytmem ... jak wszędzie. Jakaż inna jest ta nasza starówka od tej jaką znają turyści. Piękniejsza ... spokojniejsza ... emanująca jakąś tajemniczością ...
Na zdjęciach poniżej próbowałam oddać charakter starówki, takiej jaką lubię. Czy mi się udało? Myślę, że nieźle wyszły te moje fotki :)
Pierwsze zdjęcie pstryknęłam w ulubionym przeze mnie miejscu skąd widać prawy brzeg Wisły. A na nim w oddali praską Katedrę św. Floriana oraz - po jej prawej stronie - bloki, które od Wisły oddziela tylko Wybrzeże Szczecińskie. W jednym z nich mieszkałam będąc dzieckiem. Nieopodal chodziłam do szkoły podstawowej. Na podwórku bawiłam się z koleżankami i kolegami - graliśmy w kapsle (asfaltowe, kręte alejki pomiędzy blokami były powypychane przez korzenie drzew, tworzyły się więc górki - doskonałe, aby utrudnić trasę dla naszych kapsli powyklejanych własnoręcznie rysowanymi flagami wszystkich krajów świata), skakaliśmy w gumę, na skakance (chłopaki też, a jakże), godzinami wisieliśmy na metalowych drabinkach pomalowanych na czerwono, zielono, niebiesko i żółto. Skakaliśmy po oponach pomalowanych na takie same kolory jak drabinki, a będące kwietnikami, w których rosła czerwono kwitnąca szałwia - wyrywaliśmy jej wystające koniuszki i wysysaliśmy słodziutki sok. Biagaliśmy do małego sklepiku za rogiem po oranżadę w proszku i gumę donaldówę :) Pod betonowym zjazdem na wózki urządzaliśmy, w zależności od nastroju, a to własny sklepik, w którym "sprzedawaliśmy" różne, narwane na trawniku zielsko, a to dom, do którego wynosiliśmy kocyki, lalki, garnuszki i co tam jeszcze mama pozwoliła. Zimą budowaliśmy wysokie śnieżne mury obronne i tuż po lekcjach,aż do późnego wieczora tłukliśmy się śnieżkami. Oj tak, nazbierałoby się jeszcze wiele wspomnień ... ale przecież miało być o starówce.
Na naszym ostatnim spacerze nie obyło się oczywiście bez karmienia gołębi. Wystarczył jeden szary dżentelmen, któremu synek rzucił okruszek bułki, by po chwili zleciało się ich całe stadko. Są wyjątkowe, nie boją się ludzi, bez żadnego skrępowania podchodziły bliziutko do aparatu. Spacer zakończyliśmy na ulicy Bugaj, gdzie na placyku zabaw nasz mały urwis wyszalał się, że hej.

Pokażę jeszcze fotki roślin schowanych na uroczych podwórkach. Nadal jest czas kwitnięcia, tak przeze mnie ulubionych hortensji.



Posted by Picasa

4 komentarze:

  1. Oj, jak pięknie... Odkryłaś takie urocze zakątki, z dala od rzeki turystów płynącej przez Starówkę. I zdjęcia takie nastrojowe...

    OdpowiedzUsuń
  2. Super !!! Warszawa to nie tylko Pałac Kultury to także historia z zaczarowanymi miejscami, które przetrwały wieki. Więcej prosze.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję Wam dziewczyny za miłe słowa. Cieszy, jeśli to co się opisze, pokaże na zdjęciach jeszcze komuś się spodoba. Będę próbować dalej. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetnie uchwyciłaś klimat o którym piszesz .Zawsze lubiłam i lubię nadal zwiedzanie miast , ukrytymi szlakami . Miałam to szczęście ,że praktycznie od dzieciństwa ,Warszawę zwiedzałam w ten sposób.
    Pozdrawiam serdecznie .

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz ślad swoich odwiedzin :)