Oswajam się z tą piekielną maszyną ... pomalutku, ale jednak :) Egzemplarz to leciwy ... chociaż nie na tyle, aby swym wyglądem cieszyła moje oko. Pomimo swoich ... myślę, że przynajmniej 30-tu lat szyje, obrzuca i tym podobne rzeczy robi. Pamiętam ... miałam kilka lat ... jak moja babcia szyła na niej przeróżne rzeczy. Począwszy od spódniczek i sukienek dla nas - wnuczek, poprzez firany, zasłony, obrusy, aż do pluszowych zabawek :) Były to czasy kiedy w sklepach niewiele można było dostać, a jeśli już to nie to, co człowiekowi by się podobało. I babcia czarowała na tej maszynie ... zdobyte gdzieś kolorowe materiały, przy udziale jej zdolności, zmieniały się nie do poznania :) Szyła dużo, bardzo dużo. Tym sposobem dorabiała sobie także do skromnej emerytury. Była to tak zwana praca chałupnicza. Czy teraz coś takiego jeszcze istnieje? Nie mam pojęcia. W dobie bezrobocia, kiedy na rynku pracy przeważa popyt nad podażą - chyba nie. Ale w tamtych siermiężnych czasach to był sposób, aby trochę zarobić i chociaż w małym stopniu nasycić ubogi rynek dóbr materialnych.
Swym wyglądem faktycznie nie powala na kolana, ale sentyment, z przyczyn oczywistych, do niej mam. A więc uczę się, szyję ... przynajmniej próbuję. Kilka drobnostek już powstało ... wszystkie zresztą Wam tu pokazuję. Ale gdy tak się napatrzę jakie cuda niektóre z moich blogowych koleżanek tworzą przy ogromnym współudziale maszyny, to mnie też się zachciewa :) Nie umiem, ale chciałabym ...
I tak powstał kwiatuszek - igielnik ... szyje się także mój pierwszy w życiu patchwork. Niewielki, ale jednak. Na razie pozszywałam te kwadraty wszystkie razem ... i zobaczymy, czy dalej pójdzie mi równie łatwo :)
Łatwo :) ... co ja piszę ... to wcale nie jest takie łatwe, choć przyjemne, no nie powiem, cieszy mnie ogromnie, gdy coś mi się uda na tej maszynie sklecić do kupy :)
Za oknem zima na całego ... i nie zamierza, póki co, nas opuścić. Nie jestem z tych, co to czary odprawiają, aby wiosnę przywołać :) Lubię to zestawienie ... na dworze mroźno i biało, a w domu cieplutko i ... wiosennie. I oby tak chociaż ze trzy tygodnie jeszcze było. Aby do końca ferii. Dzieciaki będą miały radochę ...
Bazie to jeszcze zeszłoroczne mi się ostały. Cieszą oczy włożone do dzbana razem z kłosami zboża i suchymi letnimi trawami. Przywołują ubiegłoroczne, ciepłe i słoneczne wspomnienia ...
Kolejne już cebulowe i wiosenne roślinki w moim domu zagościły. Poprzednie różowe hiacynty, które pokazywałam już przekwitły ... a teraz swoje zielone listki wypuszczają żonkile i biały egzemplarz Hyacinthus L.
Troszkę wiosny z moich czterech ścian pokazałam, ale proszę ... Pani Zimo ... jeszcze choć ze trzy tygodnie nie odchodź :)
Wszystkim dzieciakom ... i tym małym i tym dużym ... życzę szalonych i ... BIAŁYCH ferii :)
Jak na razie szyję wciąż na identycznej maszynie.Też trzydziestoletniej. Może i by juz chciała na zasłużony odpoczynek, ale dopóki nie ma większych kaprysów,to jeszcze sobie troszkę poturkoce ;)
OdpowiedzUsuńIgielnik świetny Ci wyszedł. Czyli i Ciebie poczciwy Łucznik słucha.
Pozdrawiam serdecznie
Co Ty chcesz od tej maszyny, to były chyba najlepsze maszyny polskiej produkcji. Moja mama na podobnej szyła takie rzeczy, że szok. Ja też taką kiedyś miałam i byłam bardzo zadowolona.
OdpowiedzUsuńNowsze egzemplarze, to już tragedia.
Igielnik piękny, taki "lodowo-zimowy". Patchwork też zapowiada się świetnie.
Życzę powodzenia w szyciowych planach :)
Pozdrawiam serdecznie
Penelopo, mnie Łucznik słucha? ... toż to ja dopiero się uczę :) Podziwiam Twoje wytworki i mi szczęka za każdym razem opada ... mieć maszynę to nie wszystko ... trzeba jeszcze umieć z niej pożytek zrobić :)
OdpowiedzUsuńAlizee, no Ty to mnie niustannie motywujesz do prób szycia ... naoglądam się Twoich prac i próbuję od najprostszych rzeczy (chyba najłatwiej to jest mi przerabiać mężowskie koszule na powłoczki na poduszki - martwić się nie muszę o zapięcia żadne - wykorzystuję to co w koszuli się znajduje ... no, gotowca prawie mam, pozszywać tylko z czterech stron i już) :) Ale dzisiaj uradowałaś mnie niezmiernie - kursik szycia koszyczka - ekstra sprawa - już wypróbowałam ... efekty oczywiście pokażę. A od maszyny to ja wcale nic nie chcę :) Ona i tak umie dużo więcej niż ja potrafię z niej wycisnąć :)
Dziewczyny, oba Wasze blogi odwiedzam regularnie i podglądam i uczę się ... no, obie jesteście mistrzynie w tym co robicie na swoich maszynach :) Buziaki :)
Mam IDENTYCZNĄ maszynę! identyczną! Należała do mojej drogiej Mamy :) A teraz ja na niej męczę te moje woreczki :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ja też jestem posiadaczką starej babcinej maszyny do szycia :-) ale ja się z nią nie zaprzyjaźniłam tak jak Ty. Podziwiam szczerze Twoje zdolności. Moja maszyna stoi w dębowej obudowie i robi za biureczko do mojego laptopa :))
OdpowiedzUsuńWiosenne akcenty bardzo miłe, a ja też czekam do ferii, niech jeszcze się bieli...
Uściski
ja tez mam jaks stara maszyne za jakies marne grosze kupiona,i od czasu do czasu cos szyje jakjest potrzeba ,chc przyznaje sie bez bicia ze szyc nie cierpie :)
OdpowiedzUsuńElle, Ty męczysz? ... przecież tak pięknie Ci to wychodzi :) Ja w każdym razie zazdroszczę zdolności :))) Całusy ...
OdpowiedzUsuńJolanna, a może któregoś spokojnego wieczoru spróbuj zrobić użytek ze swojej maszyny ... myślę, że mogłabyś ją polubić ... ja lubię coraz bardziej, chociaż jeszcze do niedawna szyć nie znosiłam wręcz :) U nas dzisiaj nowa dostawa śniegu :) jeszcze nie czas na wiosnę ... Buziaczki ...
Blogniedzielny, pomęcz się troszkę ... szyj to co Ci sprawi później przyjemność, a nie to, co musisz ... zobaczysz to dobra metoda, aby oswoić się z maszyną ... w każdym razie u mnie ta metoda zadziałała :)) Pozdrawiam ...